wtorek, 4 sierpnia 2015

Przystanek Woodstock najpiękniejszym miejscem na Ziemi

Wróciłam, moi drodzy, cała i zdrowa, może trochę brudna, może trochę zmęczona, ale szczęśliwa. Przeżyłam najpiękniejsze 5 dni w ciągu całego roku. Poznałam masę pozytywnych ludzi, bawiłam się przy dźwiękach wspaniałej muzyki, spotkałam znajomych, z którymi na co dzień, z racji dużej odległości, widzieć się nie mogę. Ale dobra zabawa to nie wszystko, co otrzymałam. Dzięki rozmowom, wielu przeróżnym sytuacjom, którym musiałam stawić czoła, odkryłam to, kim naprawdę jestem. Bez żadnych masek, udawania, po prostu zwykła, naturalna JA. Zobaczyłam, że inni lubią mnie za moją osobowość i pozytywne nastawienie do życia. Nie muszę nikogo udawać, nie muszę nakładać tony makijażu czy przywdziewać jakichś masek. To, jaką osobą jestem, w zupełności wystarcza. To bardzo podbudowuje na duchu, podnosi samoocenę i daje energię do życia. Taki wypad w głąb siebie poleciłabym każdemu :)


Ale wszystko po kolei. Żeby móc przeżyć to, co ja przeżyłam, trzeba się najpierw do Kostrzyna dostać. W moim wypadku magicznym środkiem transportu był cudowny, jedyny w swoim rodzaju woodstockowy pociąg o bardzo sugestywnej nazwie- Jabol Pank. Przygoda zaczęła się już zanim o niego wsiedliśmy. Otóż trzeba było przewędrować Opole w poszukiwaniu stacji, o której w życiu nie słyszałam. I nic dziwnego. "Dworzec" był tak niepozorny, można by rzec, że wręcz ukryty, że łatwo byłoby go przegapić. Ale my tak łatwo się nie poddałyśmy i chwilę przed 11 ruszyłyśmy w podróż.


O tym, co się działo w pociągu szczegółowo opowiadać nie będę. Zasada jest prosta: "Co się działo w Jabol Panku, zostaje w Jabol Panku". Przyznam jednak, że spędziłam tam najkrótsze 7 godzin w moim życiu. Chodząc między przedziałami, poznając ludzi, śpiewając "Łydkę", tańcząc do Braci Figo Fagot i pozując do miliona zdjęć, których niestety, z racji tego, że były one robione innymi telefonami, na razie nie posiadam.


Gdy dojechałyśmy na miejsce, rozbiłyśmy się niedaleko Dużej Sceny. Przy #kurwamoimpolu. Miałyśmy wszędzie blisko, A dodatkową zaletą było to, że nawet gdy nie chciało nam się wychodzić z namiotu, mogłyśmy posłuchać koncertów.  


Jeśli chodzi o jedzenie, nie głodowałyśmy. Jako ranne ptaszki pędziłyśmy do rockowego Lidla, zaopatrywałyśmy się na cały dzień, nie wydając przy tym fortuny. 


A gdy naszła ochota na coś ciepłego, Pokojowa Wioska Kryszny ratowała swoimi wegańskimi specjałami. W tym roku przekonałam się nawet do Kulek Mocy :)


Ale przecież w tym wszystkim jedzenie nie jest wcale najważniejsze! Chodzi o muzykę, o ludzi, o atmosferę. Na Woodstocku czas płynie inaczej, a ludzie pozbywają się większości krępujących ich w normalnym życiu zahamowań. Tutaj nikt nie zastanawia się co wypada, a co nie. Nie wstydzi się podejść, aby zwyczajnie porozmawiać. Można zgubić znajomych w tłumie, a i tak nigdy nie będzie się samemu. 



Dodatkowo, świat Woodstocku odkrywa nieograniczoną moc ludzkiej wyobraźni. Wejście do wioski przez drzwi szafy i nazwanie jej "Narniostock"? Zbudowanie zamku na kształt Hogwartu? Stworzenie psa z puszek po piwie i zbieranie na karmę dla niego? Łowienie śledzi od namiotu w misce z wodą? To tylko kilka przykładów zwyczajnej woodstockowej codzienności. 


Poza tym, tutaj każdy mówi to, co myśli. Jeśli komuś spodoba się Twój uśmiech, Twoje oczy czy cokolwiek innego, możesz mieć pewność, że Ci to powie. Bez żadnych podtekstów, czy zbędnych banałów. Da Ci to pozytywną energię na co najmniej kilka godzin :)
                                 

Ale niestety, wszystko, co piękne szybko się kończy. Pięć dni minęło mi tak szybko jak jeszcze nigdy. Mimo braku wygód, dostępu do ciepłej wody, pizgawicy w nocy (tak to jest jak się nie bierze ze sobą karimaty) i ogólnego zmęczenia, z miłą chęcią zostałabym parę dni dłużej. Już odliczam dni do kolejnego Woodstocku i myślę sobie, że tym razem przyjadę nieco wcześniej. I choć teraz skorzystałam z większej ilości atrakcji, w tym z bardzo interesujących warsztatów na ASP, jogi, czy pochodu Hare Kryszna, nie jestem do końca usatysfakcjonowana. Przegapiłam jeden z koncertów, na którym bardzo mi zależało (czemu akurat Modestep???) i nie spędziłam wystarczająco dużo czasu z ludźmi, na których mi zależało. Ale i tak tegoroczny festiwal przeżyłam dużo bardziej aktywnie i dlatego myślę, że w przyszłym roku będzie jeszcze lepiej!


A jakie są Wasze najlepsze wspomnienia z tego najpiękniejszego miejsca na Ziemi? :)





7 komentarzy:

  1. Zgadzam się z tobą w 109 % Woodstock jest jak magiczna kraina nigdy nie spotkałem się z taką ilością miłych ludzi ( idąc z kebabem usłyszałem smacznego okol 390 razy) rozrywki tam nie brakuje sam wędkowłem w kałuży. Szkoda ze się nie zgadalismy ale mój telefon uległ " Woodstockowi " i dopiero teraz dostałem go z naprawy. Mam nadzieję że spotkamy się tam za rok. Zaraz będzie ciemno!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamknij się!! :)

      A tak serio to wiem coś o woodstockowch, telefonicznych przypadłościach :< Mnie też niełatwo było złapać przez chroniczny brak naładowanej baterii. Jeszcze się zobaczymy i razem ruszymy chociażby n poszukiwania Andrzeja, Krystianie Zabójco :)

      Usuń
  2. Jak koncert Dream Theater? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat Dream Theater to nie do końca moje klimaty, dlatego też jakoś specjalnie nie starałam się przepychać przez tłum zgromadzonych pod dużą sceną :D Na pewno słuchałam, ale przy okazji chyba ładowałam telefon, albo robiłam coś równie ważnego :D Wiem jednak, że fani DT bardzo sobie koncert chwalili :)

      Usuń
  3. Zdjęcia jak jem bułkę z pasztetem mogłaś darować hahaha. Ja też już tęsknie za całym Woodstockiem, ludźmi, a w szczególności naszym kolegą, który spał pod naszym namiotem. Mogłyśmy jednak nie wsiadać do tego pociągu gdzie ledwo wystarczyło miejsc ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to zdjęcie i ta buła z pasztetem to esencja Woodstocku! :D

      Usuń
    2. A naszego współlokatora mi brakuje :< Co prawda trochę małomówny był, ale cóż, nikt nie jest ideałem :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...