wtorek, 30 sierpnia 2016

W poszukiwaniu własnej drogi...

Ostatnio przyłapałam się na tym, że za bardzo przyzwyczajam się do codzienności. Łaknąc poczucia bezpieczeństwa, zatracam się w tym co znane, dążę do stagnacji, a przede wszystkim boję się zmian. Wyjazd, który niegdyś był długo oczekiwaną przepustką do "lepszego życia", teraz przyprawia mnie o lekkie mdłości. Przypomina o tym, że już nigdy nic nie będzie takie, jakim było przez całe moje życie. Nowa szkoła, nowe mieszkanie, nowe miasto... Jak ja sobie z tym poradzę?! Im bliżej samodzielności, tym bardziej czuję się malutka, zagubiona i przestraszona. W mojej głowie pojawiają się myśli, że może jeszcze nie teraz, że może za rok, dwa, pięć albo i dziesięć...Stop! Trzeba się ich pozbyć. Jak najszybciej. W końcu każda zmiana, choćby nie wiadomo jak przerażająca, do czegoś prowadzi. Nie można oczekiwać innych efektów, cały czas obstając przy tym co znane. Trzeba ruszyć do przodu. Podnieść głowę, zacisnąć zęby i stworzyć nową, bezpieczną rzeczywistość. W końcu nie można całe życie żyć na Końcu Świata. Tak jak nie można całe życie pozostać dzieckiem. Dorosłość nadeszła. Czas stawić jej czoła.
Te wakacje były dosyć obfite, zarówno w nowe przeżycia, nowe znajomości, nowe wzloty i nowe upadki. Czasem było lepiej, czasem gorzej. Błądząc, próbowałam odkryć kim tak naprawdę jestem, czego pragnę i dokąd zmierzam. Nie do końca jestem z siebie dumna. Wiem, że w wielu sytuacjach postępowałam po prostu głupio i nierozsądnie, w innych nadużywałam swojego skorpionowego jadu, raniąc słowem osoby, które powinny być mi najbliższe. Czasem zapominałam o tym co ważne, zatracając się w tym, co nieistotne. Przeżywałam kryzysy, nawiedzały mnie demony przeszłości, nie pozwalając mi na osiągnięcie spokoju. Na szczęście dostrzegłam to zanim było za późno. Zrozumiałam, że trzeba w końcu wziąć sprawy we własne ręce. Że nic samo się nie wyjaśni, nie rozwiąże, nic samo się nie zmieni. I że żeby życie zaczęło w końcu być takim, jakie byśmy chcieli, trzeba mu najpierw na to pozwolić.

Nigdy nie byłam dobra w dopasowaniu się do reszty. Niczym kot, obierałam własną ścieżkę i kroczyłam nią dumnie z wysoko podniesioną brodą. Ta indywidualność nie zawsze była czymś, z czego mogłabym być zadowolona. Zaczęła mnie przytłaczać, a ja zapragnęłam być taka jak inni. Wiecie co Wam powiem? Cholernie się cieszę, że nie osiągnęłam tego durnego celu. Teraz już wiem, że właśnie to, że się wyróżniam jest moim asem w rękawie. Moją kartą przetargową w nowym życiu. Muszę ją chronić, a nie wymieniać na te niższego sortu.

Nie każdy we mnie wierzy. Często sama też tego nie potrafiłam zrobić. Ale żeby coś osiągnąć trzeba zaufać najpierw sobie. Wsłuchać się w swój wewnętrzny głos i wyłączyć na głupie opinie ludzi, którym wydaje się, że Cię znają. Nikt nie zna nas tak dobrze jak my sami. To my wiemy na co nas stać, do czego dążymy, jakie mamy plany i ambicje. I mimo że otoczenie podśmiewa się po kątach, a czasem nawet prosto w twarz, nie powinniśmy brać tego do siebie. Jedynie możemy uśmiechnąć się słodko i z tym niewinnym wyrazem twarzy pokazać tym wszystkim idiotom dwa środkowe palce.

Niektórzy z Was, zupełnie tak samo jak ja, stoją przed trudnymi wyborami. Chciałabym żebyście pamiętali, że obojętnie jaką decyzję podejmiecie, to Wasze życie. Nie kolegi, nie mamy, nie ukochanego. Tylko Wasze. Nie starajcie się nikomu podporządkowywać, bo nigdy nie będzie tak, że wszyscy wokół będą zadowoleni. Miejcie wyrąbane na to, co myślą i mówią inni. Zadbajcie o siebie i swoje interesy.

Kiedyś ci, którzy najbardziej szydzili, będą pytać Was jak to zrobiliście, jak osiągnęliście tak wielki sukces. Nie ważne czy w życiu uczuciowym, czy też zawodowym... Wtedy zrozumiecie, że było warto. Poczujecie satysfakcję, że się nie ugięliście, że parliście do przodu, mimo niepochlebnych komentarzy. Uśmiechniecie się w duchu, mile połechtani tym z pozoru prostym pytaniem... Pytaniem, które kryje w sobie wielkie fale zazdrości.

Jak mówiłam, czas dorosnąć. Czas też zrozumieć, że dobrze jest się wyróżniać. Na świecie żyje zbyt wielu szarych osobników. Pozwólmy sobie rozkwitnąć wśród nich wszystkimi kolorami tęczy.

czwartek, 25 sierpnia 2016

Let's remember...

Czas płynie nieubłaganie. Przecieka przez palce i w żaden sposób nie jesteśmy w stanie go zatrzymać. Nie możemy nad nim zapanować, nie możemy go cofnąć, nie możemy zwolnić, nie możemy też przyspieszyć. Musimy się z tym pogodzić i starać się wykorzystywać go jak najlepiej. Nie czekać na jutro, bo jutro może nigdy nie nadejść. Nie odkładać marzeń na później, bo może okazać się już za późno. Ale nie możemy żyć też przeszłością. Było, minęło. Pozostały wspomnienia, jedne lepsze, drugie gorsze, ale każde z pewnością coś wniosło do naszego życia. Każda decyzja, każda popełniona pomyłka, każda chwila szczęścia ukształtowały nas. Zrobiły z nas ludzi, którymi jesteśmy teraz. Każdy z nas ma swoją historię, niektórzy skrzętnie ją ukrywają, dzielą się tylko urywkami, inni lubią trochę podkolorować, a niejeden woli zachować ją w całości dla siebie. Ważne jednak, aby pozwolić tej historii być, wyciągać z niej wnioski i uczyć się na przyszłość. Los wielu z nas potraktował okrutnie, a tylko nieliczni mogą nazwać swoje życia bezproblemowymi. Ale to okrucieństwo ma jakiś sens, po coś zaistniało, po coś się na naszej drodze pojawiło. Nic bowiem nie dzieje się bez przyczyny. Ważne aby o tym nie zapominać....
Odkąd pamiętam prowadziłam pamiętniki. W różnej formie. Najczęściej jednak kupowałam zeszyt w pięknej oprawce (w sklepie papierniczym potrafiłam siedzieć godzinami aby wybrać ten jedyny!) i z postanowieniem opisywania każdej najdrobniejszej sytuacji, robiłam miejsce dla wspomnień. Oczywiście zapał szybko mi się kończył, taka już jestem, nie potrafię długo trwać przy jednej czynności i zamiast codziennych zdarzeń, pojawiały się w tym zeszyciku tylko te, które wywarły na mnie jakiś większy wpływ. Czasem bez większego ładu składu. Na jednej stronie wpis tryskał szczęściem, drugiego wpadał w nastrój dołujący jak Rów Mariański. Z czasem wpisy stawały się coraz dojrzalsze, zaczęłam wklejać do zeszytów pamiątki, kartki świąteczne od ważnej dla mnie osoby, listy, które sobie wysyłaliśmy. Zdjęcia z wakacji. Bilety z koncertów. W krótkim czasie pamiętniki stały się przepustką do podróży w przeszłość. A ja czasem z tej podróży korzystam, siadam i po prostu czytam...

Nie jest łatwo przechodzić przez wszystko jeszcze raz. Pewne sytuacje przypominają o sobie z całą mocą. Ludzie, o których powinnam zapomnieć, znowu pojawiają się w moim życiu. Problemy, z którymi już dawno powinnam sobie poradzić, znów chcą zagościć w moim sercu. Ale z drugiej strony chwile szczęścia, chwile radości przywołują na moich ustach uśmiech. Zapisy rozmów (bo takowe też robiłam i robię nadal) pokazują mi to, jak bardzo wszystko się zmieniło. Jak bardzo JA się zmieniłam. Jak bardzo zmieniło się moje podejście. I choć życie nadal jest jedną wielką sinusoidą, raz jestem na samym szczycie, tryskając pozytywną energią, raz na samym dole, nie mając siły wyjść z pokoju, to widzę, że sprawy potoczyły się w bardzo dobrym kierunku....

Ale co Wam będę opowiadać... Możecie zauważyć to sami, jeżeli jesteście ze mną, tu, na Cytrynowym Zakątku, od samego początku (ale mi się zrymowało :>). Gdy zaczynałam, nie miałam tak naprawdę pomysłu, jak to wszystko poprowadzić. W którą stronę zmierzać, o czym tak naprawdę pisać. W niedługim czasie jednak zrozumiałam, że to miejsce jest przede wszystkim dla mnie. Dlatego tak naprawdę dzielę się z Wami, moimi Gośćmi, wszystkim, co mi siedzi w głowie. Nie akceptuję obłudy, nie toleruję fałszu. I mam nadzieję, że wyczytujecie między słowami, że wszystko, co Wam przekazuje, płynie z mojego wnętrza.

Spotykałam się z opiniami, że blog stał się bardzo depresyjny. Ciągle słyszę od jednej osoby (:D), że czytając posty można złapać doła. Może to i racja. Na początku Cytrynówka była dużo słodsza, jednak z czasem tego cukru trochę mi zabrakło. A nie zamierzam dosładzać na siłę. Fałszywa słodycz jest gorsza od prawdziwej goryczy...

Dzisiaj jednak powinnam Was poczęstować bardzo słodkim tortem, moi drodzy Cytrynowi Maniacy. Blog obchodził swoją rocznicę... dokładnie miesiąc temu. Przypomniałam sobie o tym dopiero dzisiaj. I tak na marginesie podziwiam ludzi, którzy pamiętają o wszystkich ważnych datach, licząc niekiedy dni od poznania kogoś ważnego. Znając życie to będąc w związku byłabym tą stroną, która zapomina o rocznicach :D

Ale ważne, że w końcu sobie uświadomiłam i że możemy razem świętować. Dlatego wznieśmy toast! Za wspomnienia, za chwile, za czas razem spędzony. Oby takich było jak najwięcej!

To komu postawić dzisiaj cytrynówkę? :)

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Welcome to the dark side...

Drogi Nieznajomy,

Mówisz, że przesadzam. Że to niemożliwe, aby wszystko toczyło się tak źle, jak o tym mówię. Że powinnam spojrzeć na pozytywy. Że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, trzeba tylko odpowiednio długo się za nim rozglądać. Patrzysz na mnie, uśmiechasz się i każesz zrobić to samo. Ale to nie takie proste. Nic ostatnio takim nie jest. Za dużo problemów, za dużo zmartwień. I wszystko to na jednej głowie. Pamiętasz? Opowiadałam Ci o demonach. Że one istnieją. Że są w wśród nas i mieszają w naszych życiach, w naszych myślach i w naszym podejściu do świata. Trudno jest się ich pozbyć. Szczególnie kiedy czuje się, że w tej walce jest się pozostawionym samemu...
Ja kontra one. Kto zwycięży tę walkę? I jak długo ona będzie trwać? Czy znajdę w sobie tyle siły, żeby wytrwać do końca? Nie jestem pewna. Czasem chciałabym się poddać, ale widzę Twój wzrok. Widzę Twoją wiarę w to, że sobie poradzę. Staram się więc stawać na nogi za każdym razem. Podnoszę się po każdym upadku. Oddaję każdy cios, który dotyka mnie głęboko w środku. Robię to dla Ciebie, bo sama nie widzę w tym już sensu.

Udaję silną, bo na nic więcej mnie już nie stać. Wszystko jest kłamstwem, wszystko jest iluzją. Czasem sama w to nie wierzę, czasem zaś kłamstwo jest tak rzeczywiste, że niemalże staje się prawdą. Niczego nie można być już pewnym. Jutro zlewa się z dniem dzisiejszym, a to co działo się wczoraj odchodzi w dalekie zapomnienie. Nie wiem kim jestem, ani kim staram się być. Czasem myślę, że powinnam sobie odpuścić. Inaczej: że powinnam się poddać. 

Najbardziej boli, kiedy osoby, na którym Ci zależało odchodzą. Ode mnie odeszło już wielu i kolejnej straty nie przeżyję. Mówisz, że jestem głupia, że Ty będziesz zawsze, ale nie dziwisz się chyba, że trudno mi traktować Twoje słowa poważnie? Lepiej być przygotowanym na najgorsze niż potem się zawieść. Znam to z autopsji, więc bardzo proszę, postaraj się mnie zrozumieć.

Albo zrób co innego. Zniknij. Już, teraz, zaraz. Zanim zdążę się przyzwyczaić.

Zniknij jak wszyscy przed Tobą i każdy po Tobie. Stań do mnie plecami i po prostu wyjdź z mojego życia. Nie odwracaj się, nie żegnaj i pod żadnym pozorem nie utrzymuj ze mną kontaktu. Tak będzie łatwiej.

Zrób to szybko, jak najszybciej. Rozpłyń się niczym sen, z którego gwałtownie wyrwał mnie dźwięk budzika. Przejdź do przeszłości zanim zacznę mieć nadzieję na jakąkolwiek przyszłość...

Zostaw mnie samą. Zostaw mnie z moimi demonami. Nie potrzebuję Twojej pomocy w walce, która z góry skazana jest na przegraną.

Tak będzie lepiej. Lepiej dla Ciebie.

Bo dla mnie i tak już nie może być gorzej....

sobota, 13 sierpnia 2016

Adventure time

Podróże kształcą. I nie mówię tu tylko i wyłącznie o długich, drogich i ekskluzywnych wyjazdach w najdalsze zakątki świata. Takich, o których każdy marzy, ale większości z nas nigdy nie uda się tych marzeń spełnić. Bo zawsze znajdzie się coś, co stanie nam na przeszkodzie. Pieniądze, praca, rodzina...Czasem strach. Strach przed tym, co nieznane, co inne, co tak bardzo odbiegające od naszej szarej, bezpiecznej, rzeczywistości.
Ale mimo tych wszystkich aspektów, które sprawiają, że myślimy, że podróżnicze życie nie jest nam pisane, musimy zrozumieć, że tylko i wyłącznie od nas zależy czy skorzystamy z okazji, jakie niesie ze sobą każdy nowy dzień. Nie musimy zarabiać kokosów. Nie musimy czekać na tygodniowy urlop. Nie musimy siedzieć na tyłkach i marudzić, że inni mają lepiej, a nasze życie jest bezgranicznie monotonne, przewidywalne i zwyczajnie... nudne.

Każdy z nas bowiem może skorzystać z dobrodziejstw jakie płyną z podróżowania. Trzeba tylko zrobić pierwszy krok. Odrzucić schematy, zamknąć się na opinię społeczeństwa i wyjść. Po prostu. Przed siebie. Nie martwiąc się niczym, nie myśląc o tym, co będzie później, ani dokąd poniosą nas nogi. Możemy zacząć swoją wyprawę od zwiedzenia okolicy. Możemy wsiąść w autobus i pojechać nieco dalej. Albo wziąć rower. I połączyć tym samym przyjemne z pożytecznym.

Opcji jest wiele. A to, czy z nich skorzystamy, ba!, czy je zauważymy, zależy tylko od naszego nastawienia. Bo jasne, szwendanie się po okolicy trudno nazwać wymarzonymi wakacjami. Ale musimy przestać patrzeć na to pod tym kątem. Zrozummy, że życie jest nieprzewidywalne. Nie wiemy co tak naprawdę czeka na nas za rogiem, co wydarzy się za chwilę, mignie przez moment, a będzie miało horrendalny wpływ na całą naszą przyszłość. Nic nie dzieje się bez powodu, nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko to nas czegoś uczy, wszystko to nas kształtuje. Skutki mogą być widoczne dopiero po miesiącach, czasem po latach. Ale każda decyzja, każda nowa znajomość, każde nieznane dotąd doświadczenie, to lekcja, z której wiele wyniesiemy.

Żeby jednak skorzystać z niej w stu procentach, trzeba przestać nieustannie GDZIEŚ pędzić, COŚ robić, DOKĄDŚ zmierzać. Wyłączmy myślenie, pozwólmy sobie na odrobinę relaksu. To, że urlop spędzamy w wielkim mieście, nie znaczy przecież, że musimy zwiedzić każde muzeum, teatr i operę w okolicy. Nie musimy planować całego dnia, bo "szkoda marnować czasu". Zamiast tego wyjdźmy zwyczajnie na ulicę, przejdźmy parę przecznic, odwiedźmy piękny park i usiądźmy. Poznajmy ludzi, pozachwycajmy się przyrodą. Zobaczmy to miasto od innej strony. Nie tej turystycznej, nierzadko komercyjnej. Tylko właśnie tej zwyczajnej, codziennej. Dajmy sobie czas na refleksje. Po prostu bądźmy. Pożyjmy chwilę innym życiem. Zobaczmy jak to jest. I wyluzujmy. W końcu na urlopie powinniśmy odpocząć. A nie stale się spinać. Co z tego, że nie zdążyliśmy na autobus? Pojedziemy następnym. Co z tego, że weszliśmy na inną ulicę niż powinniśmy? Rozejrzyjmy się wokoło, a może zobaczymy coś naprawdę interesującego.

A jeżeli rzeczywiście chcemy wyjechać za granicę, to pomyślmy, czy naprawdę musimy korzystać z pakietu all inclusive? Mieć wszystko pod nosem i tak naprawdę nie ruszać się nawet z hotelu? Wiele razy widziałam ludzi, którzy będąc w ciepłych śródziemnomorskich krajach, nie wychodzili nawet nad morze. Bo po co, skoro mogli skorzystać z ośrodkowego basenu? Mając darmowe drinki i przekąski. Żyć nie umierać!

Nie rozumiem tego podejścia. Sama uwielbiam zwiedzać na własną rękę, chodząc po ciasnych zakamarkach, odkrywając to, co większość zwiedzających omija jako niewarte uwagi. Kocham poznawać lokalną kuchnię. Uwielbiam słuchać, co mają mi do powiedzenia miejscowi. I z całą pewnością wynoszę z tego więcej niż ludzie ślepo podążający za przewodnikiem, którego słowa wpadają im jednym uchem, a wypadają drugim. Których najgłębszą refleksją jest to, czy na obiad zjedzą pizzę czy spaghetti. I kiedy wreszcie będą mogli nachlać się nad tym cudownym basenem.

Wiem, że wakacje powoli się kończą, ale nigdy nie jest za późno na podróż, choćby najmniejszą. Podróż, która zaprowadzi nas w głąb siebie. Która pomoże docenić nam to, co naprawdę ważne.

Dlatego taka moja mała rada. Uczmy się czerpać z chwili, bo tylko chwile tak naprawdę się liczą. Nie to, jak daleko byliśmy, ile pieniędzy wydaliśmy, jak bardzo się opaliliśmy. Lecz to ile z tego wszystkiego wynieśliśmy...

Największe przygody zaczynają się od wyjścia z domu. Więc zbierać manatki, najlepiej już w tej chwili i zobaczcie jakie niespodzianki przygotował Wam dzisiaj los...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...