wtorek, 29 grudnia 2015

Nowego, lepszego życia...

Nowy Rok to czas zmian. To czas postanowień, podejmowania decyzji, składania obietnic, zarówno wobec otoczenia, jak i również (a może przede wszystkim!) wobec siebie. Wchodzimy w nieznane, zostawiając za sobą wszelkie smutki i niepowodzenia i mamy w związku z tym niemałe oczekiwania. Chcemy być lepsi, bogatsi, piękniejsi, nierzadko szczuplejsi... Chcemy być szczęśliwsi. Przyrzekamy, że rzucimy palenie, ograniczymy alkohol, zaczniemy regularnie ćwiczyć, a wszelkie słodycze wyrzucimy do kosza. Zero jedzenia w fast foodach, zero nocnego podjadania. Wyjdziemy wreszcie do ludzi, otworzymy się, staniemy się super hiper popularni, piękni i w ogóle wspaniali. "Bo to przecież nowy rok, wszystko się zmieni..." Zmartwię Was. Dopóki sami nie podejmiemy żadnych kroków, nic samo nie przyjdzie, a to, co sobie założyliśmy w grudniu pozostanie jedynie mrzonkami.
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tak wielu z nas pozostaje jedynie przy słowach, nie wcielając ich zanadto w życie? Dlaczego nie potrafimy wytrwać w tym co sobie założyliśmy? Powodów jest kilka. Najważniejszym z nich jest z całą pewnością fakt, że nasza wyobraźnia nie ma granic i gdy się zanadto zagalopujemy, rzeczywistość za cholerę nie jest w stanie jej dogonić. W ferworze endorfin, nastawieni pozytywnie po świętach, widzimy siebie jak w przyszłym roku podbijamy świat. Nie możemy doczekać się tego, co nadejdzie, uśmiechamy się na samą myśl, wierząc w Nowy Rok, jak w jakąś relikwię. Jakby to była nasza zaczarowana lampa, z której wyskoczy dżin i pstrykając palcami, sprawi, że nasze życie zmieni się o 180 stopni.

Tak więc naiwnie wierzymy, że po pierwszym stycznia obudzimy się inni, zupełnie nowi, piękni i szczupli. Poderwiemy faceta przystojnego niczym George Clooney, który oszaleje na naszym punkcie i będzie spełniał nasze zachcianki. W pracy odkryjemy nową energię, awansujemy, wykażemy się kreatywnością, albo zwyczajnie znajdziemy coś o niebo lepszego. Na wakacje wyjedziemy na Teneryfę i ogólnie będziemy wieść życie niczym z bajki.

Widzimy to oczami wyobraźni i wręcz nie możemy się doczekać! A potem przychodzi rzeczywistość. Przez tydzień, dwa, jest pięknie. Zmieniamy dietę, zaczynamy o siebie bardziej dbać. A potem pojawiają się przeszkody. Okazuje się, że książę z bajki nie istnieje, dżin zrobił sobie urlop i wcale nie ma zamiaru zmieniać naszego życia, a w pracy awans dostaje znienawidzony oszołom z drugiego piętra. Wszystkie plany legły nam w gruzach, zdrowe jedzenie nie smakuje, po ćwiczeniach boli nas całe ciało i w ogóle wszystko jest nie tak jak być powinno. Dlatego rezygnujemy. I wszystko wraca do normy.
Co zrobić, aby w tym roku postanowienia nie śmiały nam się w twarz? Po pierwsze należy mierzyć siły na zamiary. Nie zakładajmy, że uda nam się schudnąć 20 kg w miesiąc, nie myślmy o podróży w tropiki, gdy już teraz wiemy, że budżet nam na to nie pozwoli, no i przede wszystkim nie wyobrażajmy sobie, że staniemy się zupełnie kimś innym. Postawmy sobie za cel być najlepszą wersją siebie. I róbmy wszystko aby rzeczywiście tak się stało.

Jak więc zacząć? Najlepiej na samym początku odpowiedzieć sobie na kluczowe pytania: Czym jest dla mnie szczęście? Czego mi w tym roku brakowało? Czego pragnę najbardziej? Kiedy poznamy odpowiedzi (które nierzadko będą zaskoczeniem dla nas samych!) możemy zacząć zastanawiać się, co jesteśmy w stanie zrobić, aby krok po kroku dojść do wymarzonego miejsca.
Powinniśmy stawiać sobie konkretne punkty, konkretne cele, a również i terminy na ich spełnienie i konsekwentnie się tego trzymać. Na przykład- ktoś z Was stwierdził, że najbardziej brakuje mu w tym roku miłości. Co może zrobić? Na pewno opuścić swoją bezpieczną twierdzę, swoje cztery ściany, ruszyć tyłek i poznawać nowych ludzi. Nikt pod samo okno na białym koniu nie przyjedzie. Nikt nie zauroczy się Tobą, jeśli nie będzie wiedział o Twoim istnieniu. Dlatego trzeba zacząć się pokazywać, pojawiać w miejscach, gdzie możliwość poznania kogoś jest największa. I czekać. Bo akurat w sprawie miłości nic nie powinno dziać się na siłę.

Okej, powiecie, że miłość to oklepany motyw. Powiedzmy, że pragniecie pieniędzy. Same z nieba Wam nie spadną. Musicie znaleźć sobie pracę. I choć może z początku nie do końca będzie Wam odpowiadała, nie rzucajcie jej dopóki nie znajdziecie czegoś innego. Bogactwa trzeba się dorobić. No chyba, że jesteście w czepku urodzeni to możecie stawić na totolotka. A nuż w nowym roku staniecie się nowymi milionerami? :)
Rozwiązań jest mnóstwo. Ile ludzi na świecie, tyle marzeń do spełnienia... Najważniejsza jest z całą pewnością konsekwencja. Ludzie, którzy łatwo się nie poddają, osiągają najwięcej. Powiem Wam z autopsji, że los wynagradza uparciuchów. Należy dążyć do celu, nawet jeśli droga okaże się kręta i w dodatku wiodąca pod górkę, a inni będą Wam rzucać kłody pod nogi i starać się wbić Was w ziemię. Nie zatrzymując się, mińcie ich z ogromnym uśmiechem na twarzy, przy okazji pokazując im parę niewybrednych gestów (możecie wystawić język lub pokazać środkowy paluszek, wybór należy do Was). To im będzie głupio, gdy zobaczą Was na szczycie. Gdy zrozumieją, że gdy oni byli zajęci umniejszaniem innym, Wy robiliście coś więcej. I gdy oni zostali bez niczego, bez nikogo, sami i nieszczęśliwi, Wy rozwinęliście skrzydła i nauczyliście się latać. Osiągając jeden cel, jeden szczyt, zrozumieliście, że z łatwością możecie osiągnąć również inne. Dzięki temu, że nie zawróciliście na tej trudnej drodze, nie poddaliście się, zostaliście zwycięzcami. A przecież kto nie lubi wygrywać? :)

niedziela, 20 grudnia 2015

Kim tak naprawdę jesteś?

Czasem zastanawiam się ile jest prawdziwej osoby w człowieku, którego dopiero co poznaję. Ile z tego, co mówi jest prawdą, ile zwykłym "urozmaiceniem rzeczywistości". Jak bardzo pokazuje mi siebie, albo wręcz przeciwnie, ucisza swoje wewnętrzne "ja", udając kogoś z kim na co dzień nie ma zbyt wiele wspólnego. Nie oszukujmy się. Wszyscy konfabulujemy, dodając jedynie odrobinę koloru do naszego życia. Kto chciałby słuchać o tym, jacy to jesteśmy biedni, nieszczęśliwi, zakompleksieni...? Lepiej przykleić do twarzy szeroki uśmiech, na nogi założyć wysokie szpilki, głowę unieść do góry i być swoją lepszą wersją siebie. Tyle że takie zachowanie nie sprawdza się na dłuższą metę... W końcu jak długo będziemy w stanie codziennie zakładać kilka warstw, kilka masek, pod którymi ukryjemy to, co chcemy ukryć? Wstawać rano i podczas porannego rytuału powoli pozbywać się siebie. Jest to z całą pewnością męczące i... smutne. Bo skoro sami nie lubimy tego, jacy jesteśmy, to jak możemy oczekiwać od innych, że zapałają do nas sympatią? Oczywiście, znajdziemy ludzi, którzy się z nami zaprzyjaźnią, może nawet zakochają, ale wciąż będziemy pytać w duszy: czy lubią nas czy raczej tę osobę, którą chcielibyśmy być. Zmartwię Was trochę. Jeżeli nigdy nie pokazaliście swojej prawdziwej twarzy, bez zbędnych upiększeń, nie ma opcji, aby relacja opierała się na właśnie na Was. 

Wszyscy jesteśmy aktorami. Gorszymi, lepszymi, bardziej lub mnie poświęcającymi się swojej roli. Niektórzy z nas potrafią oddzielić życie od sceny, zdejmując maskę w sytuacjach, w których nie jest ona wymagana, inni tak poświęcają się granej przez siebie roli, że zapominają kim byli na samym początku. Idealny jest tu cytat z wiersza Stachury: Życie to jest teatr, mówisz ciągle, opowiadasz;/Maski coraz inne, coraz mylne się nakłada;/Wszystko to zabawa, wszystko to jest jedna gra/ Przy otwartych i zamkniętych drzwiach./To jest gra."

Dlaczego to robimy? Dlaczego nie możemy po prostu być sobą? Pogodzić się ze świadomością, że i tak nie dogodzimy każdemu i nie starać się robić tego na siłę. Przebywać z ludźmi, którzy cenią nas za to kim jesteśmy, a nie wymagają od nas nieustannych zmian. Nie bać się wypowiedzieć swojego zdania, choćby 99% społeczeństwa miało by na nas spojrzeć wilkiem. Pamiętać, że zawsze znajdzie się jeszcze ten 1%, który będzie podzielał nasze spojrzenie na świat...

Nie chcemy jednak być mniejszością, którą utożsamiamy z byciem kimś gorszym. Nie chcemy być inni. Nie chcemy się wyróżniać w ten sposób. Pragniemy podziwu, poklasku, chcemy być idealni. A że media kreują wizerunek niemal nieosiągalny, jako ten, do którego powinniśmy dążyć, robimy wszystko, aby choć w małej części mu dorównać.

Jest to nasze złudne marzenie, aby być częścią "wielkiego świata". Nie chcemy wieść praworządnego, poukładanego życia. Nie chcemy być nudni, nie chcemy być gorsi.

Zauważyć to można chociażby na zwykłej imprezie w klubie. Wszyscy wypindrzeni od stóp do głów, "zrobieni", chcą się pokazać z jak najlepszej strony. Zapominają, że klub to nie tylko miejsce, w którym można poderwać księcia z bajki. To miejsce, w którym powinno się wyszaleć, wytańczyć, nabrać pozytywnej energii. A dziewczyny zamiast to robić, przejmują się tym, jak je postrzegają inni, dreptają gdzieś w kółeczku na niebotycznie wysokich obcasach i zapominają o uśmiechu, który jest największą ozdobą każdej kobiety. Mężczyźni zaś w swoich najlepszych koszulach chcą sprostać ideałowi macho. Banalny podryw, kilka drinków i... już? Szybko, łatwo i przyjemnie. Szkoda tylko, że następnego dnia okazuje się, że to wszystko było tylko złudzeniem, a dwoje ludzi, którzy w klubie bawili się niesamowicie, nie mają ze sobą nawet o czym pogadać, ba! czasem zdarza się, że męczeni wyrzutami sumienia, nie mogą nawet na siebie spojrzeć...
Noszenie masek jest w dzisiejszych czasach nieuniknione. Każdy to robi, niektóre sytuacje wręcz tego wymagają. Najważniejsze jest jednak to, aby nie zapomnieć kto kryje się pod tym całym przebraniem. Żeby otaczać się ludźmi, którzy znają to, kim jesteśmy naprawdę. Którzy nas lubią, którzy kochają. I chcą widzieć nasze naturalne, niepodrasowane oblicze.

Bądźmy sobą. Bo to sprawia, że jesteśmy jedyni w swoim rodzaju.

czwartek, 17 grudnia 2015

W oczekiwaniu na księcia z bajki

Ideały nie istnieją. Stwierdzenie to jest tak banalne, tak oczywiste, że bardzo często o nim zapominamy. Szukamy księcia z bajki, twierdząc, że nasze wymagania przecież wcale nie są aż tak wygórowane. Po prostu żaden z kandydatów nie okazał się być tym jedynym. Nie urzekł nas swoją osobowością, czy poczuciem humoru, a jeśli nawet, to był za niski, za gruby, za mało przystojny... no po prostu nie taki jak być powinien. "Zakochujemy się" w aktorach, modelach, a raczej w ich publicznym wizerunku, a pospolity Kowalski za żadne skarby, choćby nie wiadomo jak się starał, nie będzie w stanie im dorównać.

Z czego to wynika? Pamiętacie te wszystkie bajki, którymi karmiono nas w dzieciństwie? To one w dużej mierze miały wpływ na ukształtowanie się wizerunku miłości idealnej. To one zaszczepiły w nas swojego rodzaju wirusa, który może zainfekować całe nasze dorosłe życie. Wypaczona wizja świata, marzenie o mężczyźnie, który nie istnieje i który istnieć nie ma prawa, a także o wspólnej idealnej przyszłości może, wbrew pozorom, uczynić z nas najbardziej nieszczęśliwe księżniczki w całej historii. Księżniczki zamknięte w wysokiej wieży, niedostępne, nieosiągalne, a przede wszystkim... samotne.
 
 Mimo że większość z nas o tym wie, nadal obstaje przy swoim. W końcu bajki nauczyły nas przede wszystkim tego, że cierpliwość popłaca. Że nie trzeba nic robić, a prawdziwa miłość nas odnajdzie. Prawdziwa miłość, której wizualizacją jest przystojny mężczyzna, szarmancki, kulturalny, zafiksowany na naszym punkcie i spełniający każdą naszą zachciankę. Taki obraz niesie ze sobą duże oczekiwania. Po pierwsze sprawia, że "przeciętniacy" skreślani są przez nas od razu na starcie. Nie dajemy im szansy, aby pokazali nam swoje prawdziwe oblicze, widzimy tylko to, co powierzchowne. Odsyłamy ich z kwitkiem, zadzieramy nosa do góry, krzyżujemy ramiona na piersi i czekamy...

Ale, do cholery, jak długo można czekać?!

 Póki jesteśmy piękne i młode, wierzymy jeszcze, że przeżyjemy coś w rodzaju historii Kopciuszka, czy Śpiącej Królewny. Wraz z wiekiem te marzenia stają się jedynie złudzeniami, a my zaczynamy dostrzegać to, czego nie widziałyśmy, gdy był na to czas. Tego, że straciłyśmy wiele szans, żyjąc złudzeniem o idealnym życiu. I tego, że ten Tomek z naprzeciwka wcale nie był taki zły... A w sumie to nawet całkiem niezły. I plujemy sobie w brodę, że gdy zapraszał nas do kina, odrzuciłyśmy jego propozycję. Bo w końcu "zasługiwałyśmy na kogoś lepszego" niż taki zwyczajny chłopak z sąsiedztwa. A w konsekwencji zostałyśmy same.

Jest też inna sytuacja. Załóżmy, że na naszej drodze stanął ten, o którym śniłyśmy od dziecka. Zabójczo przystojny, zabójczo bogaty... Książę, jakie pozazdrościć by nam mogła każda z księżniczek Disneya. No ale on nie zwraca na nas uwagi... Może mieć każdą, nie musi podejmować żadnych starań, a wokół niego i tak kręcą się tłumy chętnych kandydatek na miejsce do współdziedziczenia tronu.

No ale powiedzmy, że jednak jego wzrok na dłużej zatrzymał się przy naszej osobie. Że wpadłyśmy mu w oko. Czy to czyni nas najszczęśliwszymi dziewczynami na świecie? Niestety, niekoniecznie. Przez pierwsze parę dni, tygodni, rzeczywiście może wydawać nam się, że żyjemy jak w bajce. Ale potem zaczynają ujawniać się mankamenty tej jakże idealnej relacji. Książę zdejmuje maskę szarmanckości, pokazuje prawdziwe oblicze i zdradza nas na prawo i lewo. W końcu taki towar jak on nie może się ograniczać. Byłaby to szkoda dla świata.
Dlatego błagam Was, dziewczyny! Zapomnijcie przez chwilę o wydumanym obrazie mężczyzny idealnego. Przestańcie biernie czekać. Zejdźcie ze swojej wieży, wyjdźcie do ludzi, poznajcie jak najwięcej różnych osobowości. Nauczycie się czego Wam potrzeba, na czym zależy Wam najbardziej.

Nie bójcie się próbować! Dajcie szansę tym, którzy na początku wydają się niepozorni. W końcu nikt nie każe Wam wychodzić od razu za mąż. A może akurat po paru spotkaniach okaże się, że świata poza sobą nie widzicie?

Eksperymentujcie, próbujcie, wymagajcie od siebie, wymagajcie od innych, ale na jakimś racjonalnym poziomie. Popatrzcie czasem z pewną dozą realizmu. Marzcie, bo marzenia są dla ludzi, ale nie pozwólcie by ten wymarzony obraz przesłonił Wam rzeczywistość i żeby najlepsze lata Waszego życia przemknęły Wam przez palce.

Bo czasami od księcia z bajki, lepsza jest żaba z charakterem... :)


czwartek, 10 grudnia 2015

Czy to już miłość, czy jeszcze pożądanie?

Często miłość mylona jest z pożądaniem. Mówimy "kocham go", "jest wspaniały", "perfekcyjny", wychwalamy swojego wybranka pod niebiosa, śpiewamy nad nim peany, chociaż znamy się niedługo, a czasem bywa, że nawet wcale. Nic o nim nie wiemy, o tym, co lubi, czego nie, jaką miał przeszłość, czy jakie są jego plany na przyszłość. Czasem nie znamy nawet jego imienia, ale pod wpływem pewnego uroku, który rzucił na nas podczas mijania się na ulicy, nie możemy przestać o nim myśleć. Widzimy go, wizualizujemy w swojej wyobraźni i dopowiadamy to, co niewiadome. No bo jak ktoś o tak pięknych oczach, może być sadystycznym dupkiem? Przecież to pod żadnym pozorem ze sobą nie współgra! W naszych myślach jest chodzącym ideałem, którego pragniemy, pragniemy, pragniemy... ale uwierzcie mi, na pewno nie kochamy.
Jak wiec nie pogubić się w świecie opanowanym przez żądzę i namiętność, opanowanym przez seks, zdeterminowanym przez pożądanie? Czy możliwa jest jeszcze prawdziwa czysta miłość, stan uniesień duszy i szczęśliwości serca? Stan, w którym chcemy poznać każdy zakamarek naszego partnera, nie tylko ten fizyczny, a także, a może przede wszystkim, psychiczny. Kiedy drżymy na myśl o rozmowie, kiedy nie możemy doczekać się spotkania, aby spojrzeć sobie głęboko w oczy i po prostu przy sobie być? Bez pośpiechu, bez wygórowanych oczekiwań i narzuconych przez media obrazów idealnego związku?

Ależ oczywiście. Trzeba poznać tylko kilka podstawowych zasad jak odróżnić pragnienie od prawdziwego uczucia.

1. Grecki ideał
 Pożądanie sprawia, że widzimy naszego wybranka w najkorzystniejszym świetle. Bez skaz, bez braków, bez wad. Jesteśmy w stanie wpatrywać się w niego godzinami niczym Pigmalion w rzeźbę Galatei, czy Izabela Łęcka w posążek Appolina. Cieszymy się, gdy możemy się z naszym ideałem pokazać,pochwalić koleżankom, wyjść na imprezę. Czasami nas denerwuje, ale przecież jego wygląd to wszystko wynagradza...

Miłość pojawia się wtedy, gdy naszemu greckiemu bogowi, nieopatrzny kustosz oderwie rękę. A my nadal będziemy chcieli z nim być. Perfekcyjnie nieperfekcyjny, ludzki, prawdziwy... Po prostu nasz. Na dobre i na złe.

2. Bycie sobą
 Pożądając kogoś, nie chcemy stracić relacji. Dlatego zgadzamy się na wszystko, potakujemy, mimo że w głębi duszy nie zgadzamy się z pewnymi kwestiami. Nie chcemy jednak przedwcześnie naszego wybranka do siebie zrazić. W końcu kiedyś dojdziemy do tego, że niekoniecznie miał rację, czyż nie? No właśnie nie do końca...

Miłość to możliwość bycia sobą. Wyrażania opinii, nawet jeśli różniłaby się całkowicie z opinią partnera. To umiejętność dyskusji, bez zbyt napastliwego narzucania swojej racji.

3. Cisza
Cisza z osobą, którą jedynie pożądamy bywa niezręczna. Żadna ze stron nie czuje się komfortowo, próbuje nadrabiać na siłę, wymyśla tematy, aby tylko rozmowa nie utknęła w martwym punkcie.

W prawdziwym związku cisza jest pożądana. Czasem dobrze jest pomyśleć. To wcale nie znaczy, że nie ma się nic do powiedzenia, wręcz przeciwnie... ale ma się też świadomość, że można o tym porozmawiać jutro... albo pojutrze... albo za tydzień.

4. Trwałość
 Przy osobie pożądanej nie zastanawiamy się, co będzie dalej. Żyjemy z dnia na dzień, ciesząc się każdą chwilą, każdą randką, bez wyobrażenia tego, co będzie za parę miesięcy. Czy nadal będziecie razem? Czy pojawi się nowy, lepszy model na horyzoncie?


Przy osobie, która darzymy prawdziwym uczuciem, zaczynamy planować. Pojawia się ten błogi stan świadomości i bezpieczeństwa. Wiemy, że jest i wiemy, że będzie...

5. Poznanie
O osobie, którą tylko i wyłącznie pożądamy nie wiemy za wiele. Znamy jej ulubiony kolor, wiemy, jaką kuchnię lubi i mamy świadomość, że podobamy się jej w czerwonych szpilkach. I tyle. W sumie wystarczająco...

Kochając, interesujemy się drugą osobą. Chcemy poznać każdy jej szczegół, usłyszeć każdą historię. Dopytujemy i słuchamy. Obserwujemy. I zapamiętujemy.

6. Swoboda
Kiedy kogoś pragniemy, chcemy, aby pragnął nas tak samo mocno. Staramy się, ubieramy w najlepsze ciuchy, w klubach tańczymy tylko na wysokich obcasach (bo to go kręci) i mamy gdzieś, że jest to dla nas niewygodne. Nasz obiekt pożądania woli blondynki? Zafarbujemy się dla niego. Mimo że nigdy wcześniej nie pomyślałybyśmy o tak radykalnej zmianie...

Kiedy kogoś kochamy, czujemy się swobodnie. Nie wstydzimy się pokazać bez makijażu, czy w domowym dresie, z nieułożonymi włosami czy nieumalowanymi paznokciami. Do nocnego wypadu w klubie założymy wygodniejsze buty, a nasz partner to zrozumie.
***
Oczywiście są na świecie typy ludzi, którym pożądanie w zupełności wystarcza. Nie przeszkadza im "bycie" z partnerem tylko ze względów fizycznych. "Kochają" go za wygląd, za popularność i są szczęśliwi. Nie mówię, że to źle. Każdy powinien dążyć do swojego szczęścia i nie patrzeć na innych. Jeżeli fizyczność w zupełności nas zaspokaja, to czemu by do niej nie dążyć? W końcu nikt nie przeżyje naszego życia za nas. Mamy prawno do własnych decyzji, do własnych błędów i sukcesów. Nikt nam tego nie odbiera. Zwłaszcza w tak osobistej i ważnej sprawie, jaką jest miłość.
 

Każda z odmian miłości.

wtorek, 1 grudnia 2015

Live your dream...

Gdy byliśmy mali, lubiliśmy marzyć. Wyobrażaliśmy sobie własne życie jako jedną wielką przygodę. Świat był dla nas ogromną zagadką, dostrzegaliśmy jego wielkość, ale nie przeszkadzała nam ona w snuciu śmiałych planów. Nic nie było dla nas zbyt odległe, nic zbyt nieosiągalne... Wydawało nam się, że możemy mieć wszystko. I że możemy być kim tylko zechcemy. I wiecie co? Mieliśmy rację. Paradoksalnie to właśnie jako dzieci dostrzegaliśmy jedną z najważniejszych życiowych zasad. Byliśmy bogaci, nie posiadając ani grosza. Ale mieliśmy marzenia. To one sprawiały, że świat stał przed nami otworem i tylko czekał, w którą stronę pójdziemy...
 
Większość z nas, niestety, obrała niewłaściwy kierunek. Mierząc się z brutalnością dorosłego świata, poczuło rozczarowanie. I zamiast walczyć, walczyć o siebie, o swoje życie, o swoją przyszłość, poddało się. Zapomniało, że tak naprawdę to sami tylko stoją  sobie na przeszkodzie do spełnienia swoich marzeń, winą obarczając swoje jakże nieidealne życie.

Przyglądając się współczesnemu światu, większość może stwierdzić, że marzenia są dla frajerów. Wszyscy pędzą na złamanie karku, nie oglądając się za siebie. Kto w dzisiejszych czasach miałby czas na jakieś głębokie refleksje? Liczy się tylko to co tu i teraz. Seks, pieniądze, używki... Niczego więcej do szczęścia nie potrzeba. Ludzie żyją z dnia na dzień, nie zastanawiając się nad tym co będzie jutro. Uciekają w rzeczywistość, która tak naprawdę nie istnieje. Tworzą swój wirtualny obraz. W Internecie dzielą się swoimi wyretuszowanymi zdjęciami, na imprezach stają się nagle duszami towarzystwa, jednego dnia zawierają przygodne znajomości, aby następnego o nich zapomnieć. Nie liczą się uczucia, ważniejsza jest cielesność, to, co można dostać łatwo i szybko. Bo po co się starać? Po co próbować? W końcu życie tyle razy dało nam po dupie, że nauczyliśmy się, że nie warto marzyć. To niesie ze sobą tylko rozczarowanie. I ból. A my musimy być twardzi.

Rysiek Riedel powiedział kiedyś słowa: Przestałem marzyć. Jak człowiek nie marzy – umiera. Każdego dnia jesteśmy świadkami śmierci kolejnych ludzi. Ludzi, którzy nawet nie wiedzą, że umarli. Wręcz przeciwnie. Wydaje im się, że żyją pełnią życia. Mają przecież wszystko: urodę, pieniądze, znajomości. Nie muszą nic robić. Nie muszą niczego pragnąć. Dostają to, czego chcą. Ale w pewnej chwili uświadamiają sobie, że ich życie jest puste... Pozbawione celu, marzeń, pozbawione prawdziwego szczęścia... 
Na szczęście nie wszyscy wyzbyli się tego, co w nich najlepsze. Są jeszcze na tym świecie ludzie, którzy potrafią marzyć. Co więcej, potrafią te marzenia wcielić w życie. Z przysłowiowego pucybuta stają się milionerami. I nie chodzi tu tylko o pieniądze. Można odnieść to do każdego aspektu życia. Nie mając NIC, doszli do CZEGOŚ. I Ty też możesz!

Jak to zrobić? Po pierwsze musisz poznać, czego tak naprawdę pragniesz. Znajdź chwilę, usiądź spokojnie, zamknij oczy i wyobraź sobie, że wszystko o czym pomyślisz, jest dostępne. Nie wahaj się. Nie pozwalaj dochodzić do głosu zdrowemu rozsądkowi. Ucisz go i wsłuchaj się w głos serca. Sporządź listę. Na papierze, czy też w głowie, pozwoli Ci na realizowanie celu krok po kroku.

Pamiętaj, nie znając swoich pragnień, nigdy ich nie zaspokoisz!

Po drugie, musisz uświadomić sobie, że zasługujesz na to, aby osiągnąć sukces. To jest właśnie ta tajemnica. Ci którzy wierzą, potrafią z sukcesem dążyć do celu. Inni poddają się za szybko i sami skazują się na porażkę.

Nie myśl, że tylko wybrańcy zasługują na szczęście. Przestań widzieć siebie jako kogoś pokrzywdzonego przez życie. Nie masz finansów, jesteś za brzydki, za gruby... to tylko wymówki! Odpowiednio czegoś pragnąc, podejmując właściwe kroki, pozwalając, aby dosięgnęło Cię szczęście, w końcu osiągniesz to, co sobie zamierzyłeś. Może zająć to mniej lub więcej czasu, może spełnić się w stu procentach, albo w jakiejś części, ale coś wydarzy się na pewno! Bo o to chodzi w marzeniach. Nie zawsze dostaniesz dokładnie to, o czym pomyślałeś. Ale często okazuje się potem, że to jest właśnie to, na co czekałeś. Jedno marzenie zastępuje drugie, stając się rzeczywistością.

Ważne jest jednak samozaparcie i wytrwałość. Nie wystarczy pomyśleć, że "fajnie byłoby pracować w telewizji" i na tej myśli poprzestać. Trzeba zastanowić się co możesz zrobić, w jakim czasie i w jakich krokach. Musisz stworzyć coś na kształt biznesplanu i bezwarunkowo starać się go wcielać w życie. 

Przekraczaj granice! Nie poprzestawaj na tym, co wydaje się osiągalne. Marzenia, które wydają się być mnie realistyczne, są również bardzo ważne! Świat to bowiem miejsce bardzo dziwne. Czasami może wydarzyć się coś, co zmieni nasze życie o 180 stopni. Trzeba tylko na to pozwolić.
I pamiętaj! Nigdy nie rezygnuj z marzeń! Nie pozwól, aby umarła Twoja dusza. Nie dołączaj do grona straceńców, którzy nawet nie wiedzą, jak wiele przeszło im koło nosa.

Szczęście było na wyciągnięcie ręki. Wystarczyłaby tylko odrobina odwagi...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...