Wszyscy jesteśmy aktorami. Gorszymi, lepszymi, bardziej lub mnie poświęcającymi się swojej roli. Niektórzy z nas potrafią oddzielić życie od sceny, zdejmując maskę w sytuacjach, w których nie jest ona wymagana, inni tak poświęcają się granej przez siebie roli, że zapominają kim byli na samym początku. Idealny jest tu cytat z wiersza Stachury: Życie to jest teatr, mówisz ciągle, opowiadasz;/Maski coraz inne, coraz mylne się nakłada;/Wszystko to zabawa, wszystko to jest jedna gra/ Przy otwartych i zamkniętych drzwiach./To jest gra."
Dlaczego to robimy? Dlaczego nie możemy po prostu być sobą? Pogodzić się ze świadomością, że i tak nie dogodzimy każdemu i nie starać się robić tego na siłę. Przebywać z ludźmi, którzy cenią nas za to kim jesteśmy, a nie wymagają od nas nieustannych zmian. Nie bać się wypowiedzieć swojego zdania, choćby 99% społeczeństwa miało by na nas spojrzeć wilkiem. Pamiętać, że zawsze znajdzie się jeszcze ten 1%, który będzie podzielał nasze spojrzenie na świat...
Nie chcemy jednak być mniejszością, którą utożsamiamy z byciem kimś gorszym. Nie chcemy być inni. Nie chcemy się wyróżniać w ten sposób. Pragniemy podziwu, poklasku, chcemy być idealni. A że media kreują wizerunek niemal nieosiągalny, jako ten, do którego powinniśmy dążyć, robimy wszystko, aby choć w małej części mu dorównać.
Jest to nasze złudne marzenie, aby być częścią "wielkiego świata". Nie chcemy wieść praworządnego, poukładanego życia. Nie chcemy być nudni, nie chcemy być gorsi.
Zauważyć to można chociażby na zwykłej imprezie w klubie. Wszyscy wypindrzeni od stóp do głów, "zrobieni", chcą się pokazać z jak najlepszej strony. Zapominają, że klub to nie tylko miejsce, w którym można poderwać księcia z bajki. To miejsce, w którym powinno się wyszaleć, wytańczyć, nabrać pozytywnej energii. A dziewczyny zamiast to robić, przejmują się tym, jak je postrzegają inni, dreptają gdzieś w kółeczku na niebotycznie wysokich obcasach i zapominają o uśmiechu, który jest największą ozdobą każdej kobiety. Mężczyźni zaś w swoich najlepszych koszulach chcą sprostać ideałowi macho. Banalny podryw, kilka drinków i... już? Szybko, łatwo i przyjemnie. Szkoda tylko, że następnego dnia okazuje się, że to wszystko było tylko złudzeniem, a dwoje ludzi, którzy w klubie bawili się niesamowicie, nie mają ze sobą nawet o czym pogadać, ba! czasem zdarza się, że męczeni wyrzutami sumienia, nie mogą nawet na siebie spojrzeć...
Bądźmy sobą. Bo to sprawia, że jesteśmy jedyni w swoim rodzaju.
Ale trzeba też zwrócić uwagę na to, że bez tych ,,masek" nie bylibyśmy w stanie normalnie funkcjonować. Np. (może nie każdy zrozumie ale akurat wpadł mi do głowy) kobieta podczas okresu - gdybyśmy miały co miesiąc przez ponad tydzień rzucać piorunami i zwijać się z bólu, to nie widzę dla kobiet żadnej pracy czy partnera. Trzeba wtedy przywdziać ,,maskę", zacisnąć zęby i jakoś żyć do momentu, gdy nie będzie ona już potrzebna. Bardzo przepraszam za rozpiskę :) a post piękny, głęboki, bardzo miło się go czytało.
OdpowiedzUsuńTrafna uwaga :) Aczkolwiek wiele zależy od tego, co rozumiemy pod mianem "maski". Bo ciskanie gromami podczas okresu to chyba po prostu natura ludzka :D I jasne, czasami warto się pohamować, bo z takimi wrednymi sukami nikt by nie wytrzymał :) "Maska" to chyba jednak coś więcej... To świadome, bądź też nie, udawanie kogoś kim się nie jest. To, mówienie "tak", gdy sumienie mówi, że powinniśmy mówić "nie". To udawanie odwagi, gdy w środku wszystko się w nas trzęsie...
UsuńA za rozpiskę nie przepraszaj! Takie komentarze bardzo przyjemnie się czyta. Ja zawsze jestem gotowa do wymienienia konstruktywnych poglądów :)