sobota, 31 grudnia 2016

I'm coming back

Dwadzieścia dni milczenia. Dwadzieścia dni udręki związanej z brakiem natchnienia. Dwadzieścia dni zastanawiania się czy aby przypadkiem wszystkie to, co kiedyś przychodziło mi z łatwością, nie odeszło na zawsze. Bo kiedy siada się przed wirtualną kartką papieru, a spod twoich palców nie wychodzą żadne w miarę sensownie połączone słowa, to coś chyba jest serio nie tak. Próbowałam. Próbowałam coś pisać, próbowałam coś tworzyć, ale wszystko wydawało mi się tak cholernie banalne. Tak oklepane i wprost żałosne. Więc nie publikowałam. Ale dzisiaj przełamię tę barierę milczenia. Bogatsza o wiele godzin poważnych przemyśleń, uboższa w jakąś część poczucia trwałości i na pewno pokorniejsza. Wracam do Was z opuszczoną głową, pochylona nisko niemal do samej ziemi. Bo tam kilka razy upadłam. I nie chcę o tym zapominać.
To nie przypadek, że zdecydowałam się to zrobić właśnie dzisiaj- w Sylwestra. Bo to już za parę godzin zakończymy stary, a zaczniemy zupełnie nowy, rozdział naszych historii. Jak piękne i smutne to zarazem. Przynajmniej dla mnie. Różnię się trochę od swoich znajomych i zamiast radości z ogromnej imprezy i usprawiedliwionego świrowania w celu uczczenia nowego roku, ja czuję jakiś niedający się opisać niepokój. Tęsknotę za wszystkim co już nigdy nie wróci, żal z niewykorzystanych okazji, smutek z powodu wypowiedzianych w goryczy słów... Zaszyłam się w swoim pokoju, który coraz więcej dla mnie znaczy. Przyzwyczaiłam się do kanarkowych ścian i niebieskiego sufitu. Nawet skrzypiące łóżko nie jest już problemem. To moja ostoja. I chociaż nie sądziłam, że to powiem, chyba nigdzie nie czuję się bardziej na swoim miejscu aniżeli tutaj...Tak więc siedzę, w pokoju obok wszyscy w wielkim gwarze czekają na wieczór, a ja wolę pobyć trochę sama... Siedzę, myślę i piszę, a słowa w końcu zachowują się tak jak tego oczekiwałam. W końcu są moimi sprzymierzeńcami, a nie złośliwymi wrogami, którzy uciekają zanim tak naprawdę zdążę cokolwiek zrobić...

Myślę o wszystkim co było, myślę o wszystkim co będzie. Nie jestem w stanie nawet opisać jak bardzo mnie to przytłacza. Myślę o wszystkich zmianach, które zaszły w moim życiu, myślę o wszystkich tych ludziach, którzy odeszli, choć mieli być zawsze i którzy się pojawili choć tak naprawdę nikt się ich nie spodziewał...

Rok 2016 obfitował w wiele nowych doświadczeń. Imprezy, chłopaki, zdawanie matury, pierwsze "dorosłe" wakacje, pierwsze poważne decyzje, w końcu najbardziej przełomowe wydarzenie- wyjazd  na studia. Wiele upadków, wiele załamań, wiele zgubionych wartości, wiele przykrych sytuacji. Ale tyle samo chwil szczęśliwych, latania 3 metry nad ziemią, spontanicznego śmiechu, relacji, które obróciły mój świat do góry nogami. A mimo to wciąż zastanawiam się co by było gdyby... Co by było gdybym postąpiła tak a nie inaczej? Gdybym wiedziała to, co wiem teraz, czy to zmieniłoby moje postrzeganie pewnych spraw? Czy to powstrzymałoby mnie od robienia tych wszystkich strasznych rzeczy...? Przede wszystkim w stosunku do samej siebie...

A jeszcze inna sytuacja. Co by było gdybym zdała maturę choć odrobinę lepiej i tym samym studiowała na zupełnie innej uczelni. Państwowej, nie prywatnej. Może byłabym szczęśliwsza? Może byłabym spokojniejsza? Może spotkałabym kogoś kto nawróciłby mnie na dobrą ścieżkę? A może zupełnie inaczej? Może wciąż katowałabym się myślą, że mogłam uczyć się na jednej z najlepszych uczelni w kraju? Może całkowicie zrezygnowałabym z psychologii? Albo wpadła w tak zwane "złe towarzystwo" i stoczyła się już całkowicie?

Wiele pytań, zero odpowiedzi.

Oglądałam bardzo niedawno film, który dał mi dużo do myślenia. Pewnie duża część z Was go zna. "Efekt motyla". Nawiasem mówiąc bardzo dobry. Jest to historia chłopaka, który odkrywa, że za pomocą swojego dziennika potrafi przenosić się do przeszłości. Próbując naprawić to, co wydawało mu się zepsute, mieszał w świecie teraźniejszym. Bo jak wiadomo każda nasza akcja, każdy nasz ruch, każde słowo czy gest mają wpływ na to co wydarzy się jutro.
"Trzepot skrzydeł motyla w jednym krańcu wszechświata może wywołać huragan w drugim".
Nie powinniśmy zbyt dużo czasu poświęcać przeszłości, bo możemy się zagapić i ominąć to, co ważne jest tu i teraz...
Dlatego moi kochani, życzę Wam dużo pozytywnej energii i siły do działania w przyszłym roku. Nie zadręczajcie się tym, co zrobiliście, nie myślcie za dużo o tym co powiedzieliście, albo czego doświadczyliście. Dajcie sobie nową szansę. Czystą kartę, którą postaracie się wypełnić najstaranniej jak tylko się da.
No i oczywiście bawcie się dzisiaj dobrze. Nie kłóćcie, nie smućcie, bo podobno jaki Sylwester taki cały rok...
Może to tylko przesąd, ale kto by tam chciał ryzykować? ;)
No I ain’t gonna be here too long, too long

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...