czwartek, 1 grudnia 2016

Chodź, pomaluj mój świat.

Zabawne jak wszytko może się spieprzyć w jednej krótkiej chwili. Jedna nieprzemyślana decyzja, jeden nieostrożny ruch i pach!, coś na co pracowaliśmy, czasami nawet latami, zaczyna upadać. Element po elemencie, ciągną się za sobą, tworząc lawinę niefortunnych zdarzeń. Wyobraźcie sobie, że próbujecie stworzyć z domina piękny obraz. Byłoby to spełnieniem Waszych marzeń, Waszych ambicji. Czekaliście długo na chwilę, kiedy zaczniecie widzieć rezultaty. Pracowaliście w pocie czoła. Czasem zadrżała Wam ręka, czasem potrąciliście parę klocków. Ale w porę udawało Wam się zapobiec katastrofie. Lecz nadszedł taki dzień, kiedy straciliście wiarę w jakikolwiek sens Waszych starań. Potrąciliście ostatni klocek, mniej lub bardziej świadomie. Ale zamiast coś z tym zrobić, jakoś ratować sytuację, usiedliście tylko i patrzyliście jak wszystko, na czym Wam tak cholernie zależało, zostaje zrównane z ziemią.

Tak ostatnio wygląda moje życie. Niezły żart, nie? Boki zrywać. Co? Nikt z Was nie lubi czarnego humoru? Przykro mi, tylko na taki mnie w tej chwili stać.
Pobłądziłam. I to bardzo. Popełniłam masę błędów. Zraniłam wielu ludzi. Niszczyłam siebie, każdego dnia trochę mocniej i  z dużo większą wprawą. Chciałam wyłączyć myślenie, chciałam, żeby ktoś zabrał mnie stąd jak najdalej, żeby ktoś mną potrząsnął i kazał się wziąć w garść.

Ale potem przestałam chcieć. Poddałam się, wmawiając sobie, że i tak wszystko mi jedno. Że mi nie zależy. Że inni i tak mają te moje starania w dupie. Więc po co się wysilać? Dla kogo? Bo to, że powinnam dla samej siebie, brzmiało jak jeszcze większy żart niż ten, który przytoczyłam na początku.

Życie straciło barwy. Stało się tak niemożliwie szare, czasami nawet czarne niczym humor, którym Was dzisiaj raczę. Rzeczywistość zaczęła mnie przytłaczać. A ja zamiast spróbować w jakiś sposób ją pokolorować, starałam się z niej za wszelką cenę uciec.

Jednak uciekałam już za długo i demony, które mnie goniły wreszcie mnie dopadły. Wżarły się w moją duszę, zabrały serce i zdrowy rozsądek, pozostawiając tylko to, co najgorsze.

Są ze mną nawet w tej chwili. Nie opuszczają mnie ani na moment.

Nie wiedzą tylko o jednym. Wreszcie mam motywację do walki. Wreszcie coś we mnie drgnęło. Coś ruszyło.

Chcę się ich pozbyć. Raz na zawsze. Czeka mnie cholernie długa i żmudna droga.

Mam nadzieję, że nie będę musiała przejść jej sama...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...