niedziela, 5 marca 2017

Just be with me...

Samotność ma wiele definicji. Można być samotnym z wyboru, można być samotnym z przypadku. Można mieć wielu ludzi wokół siebie, a cały czas czuć się jakby wszystkiemu trzeba było stawiać czoła w pojedynkę. Można mieć tylko jedną osobę i być szczęśliwym, że ją się ma, że można na niej polegać, że jest się dla niej całym światem, a równie dobrze można się starać, a mimo to nie umieć zrozumieć, że ludziom na nas zależy. Być z nimi, ale nie czuć ich obecności. Stać gdzieś z boku. I nie chodzi tu tylko o fizyczny kontakt. Można oddalać się nawet psychicznie. Czuć, że jesteśmy sami. I żadne czyny, żadne słowa nie przekonają nas, że jest inaczej...
Tej samotności zazwyczaj towarzyszy strach. Strach, że w takim stanie będziemy już do końca. Że nikt po nas nie uroni nawet jednej łezki. Ba!, nikt nawet nie zauważy naszego odejścia. I choć w większości przypadków takie myśli daleko odbiegają od rzeczywistości, są na tyle uporczywe, że trudno się ich pozbyć. Jest to wręcz niemożliwe. Więc tkwimy w tym stanie poczucia bezsilności. Toniemy wręcz w przytłaczającym nas coraz bardziej z każdym dniem smutku.

Ludzie są egoistami. Taka już nasza natura. Uważamy, że mamy prawo zakończyć nasze cierpienie w każdej chwili. I nic nie obchodzi nas to wszystko, co zostawimy po sobie innym.

Bo nikt z nas nie jest samotną wyspą. Możemy tego nie widzieć, możemy tego nie dostrzegać, ale to, co się z nami dzieje obchodzi naprawdę wielu ludzi. Każdy z nas ma rodzinę, z którym łączą go więzi, mniej lub bardziej zażyłe. Każdy z nas ma znajomych, z których kilku z pewnością zasługuje na miano przyjaciół. Mamy swoich ukochanych, mamy swoje ukochane, dla których jesteśmy całym światem. I choć może nam jest ciężko zrozumieć to, że ich życie straciłoby bez nas sens, to tak jest. Nie możemy im tego zrobić... prawda?

Najgorsze jest jednak, gdy samotność niczym trucizna zatruwa nam całe serce, duszę i myśli... Kiedy strach przesłania nam nadzieję. Kiedy nawet czując napływ szczęścia, od razu szykujemy się na falę smutku. I nie potrafimy się cieszyć tym, co mamy, a myślimy tylko o tym, co nam zostanie, gdy wszystko co dobre już odejdzie...

Bo relacje z innymi ludźmi do najłatwiejszych nie należą. Nigdy nie możemy mieć pewności, że to, co mówią jest prawdą. Że to, co ma trwać wiecznie, nie skończy się w przyszłym tygodniu. Chcemy kochać, chcemy być kochani, ale jednocześnie otumania nas strach. Strach przed nieznanym. Przed tym co siedzi w drugiej osobie...

Nikt jeszcze nie nauczył się czytać w myślach. Ale to chyba dobrze. Nie chciałabym znać każdego jednego słowa, które siedzi komuś w głowie. Chciałabym jednak nauczyć się zaufania...Ktoś chyba musi mnie oswoić. Ale ten ktoś musi być w cholerę odpowiedzialny. Bo cytując Lisa w Małym Księciu: "decyzja oswojenia niesie ze sobą ryzyko łez". A ja nie chcę już więcej płakać.

1 komentarz:

  1. Rozkminianie tego może tylko bardziej dołować. Sama kiedyś zbyt głęboko uciekałam myślami. Dzisiaj biorę życie takim, jakie sobie pościeliłam i zmieniam co mogę jak mi coś nie pasuje. Polecam! :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...