niedziela, 2 października 2016

Looking for a new way...

Życie każdego dnia, w każdej chwili, w każdym momencie smakuje inaczej. Czasem jest gorzkie, jak kieliszek mocnej wódki pali w przełyku. Czasem wykrzywia twarz, zostawiając kwaśny posmak w ustach. Czasami ocieka słodyczą. Ale od cukru łatwo się uzależnić. Pragnie się go więcej i więcej, aż do zemdlenia. A gdy go zabraknie, jak narkoman na głodzie, nie będziemy mogli skupić się na niczym innym aniżeli próba pozyskania kolejnej "działki". 
Kiedyś wszystko wyglądało inaczej. Dużo rzeczy było nowych, wiele sytuacji przeżywało się po raz pierwszy, a co za tym idzie odczuwało się ogromną ekscytację. Dlaczego dzieci śmieją się niemal cały czas? Ponieważ wszystko, dosłownie WSZYSTKO, jest dla nich czymś nieznanym. Nie boją się ryzykować, nie boją się szukać, chcą poznawać. Chcą smakować wszystko jak leci. Więc wystawiają języki i to robią. Nie myślą o konsekwencjach, nie myślą o tym: a co jeżeli? Może i są lekkomyślne, ale za to jakie szczęśliwe. Raz, jeden czy drugi, się sparzą, bo to nieuniknione. Ale się nie poddają. Dla nich życie jest niczym opakowanie Fasolek Bertiego Botta. Smakuje różnie, czasem lepiej, czasem gorzej, ale przed wyciągnięciem kolejnej fasolki i tak nie można powstrzymać uśmiechu i podekscytowania. Bo nie wiadomo co nas czeka. Może akurat dostanie się nam najpyszniejszy smak na świecie, który wynagrodzi wszelkie pozostałe niewypały?

Później dzieci zmieniają się w nastolatków. One nie są już tak niewinne, ale wciąż mają wiele do odkrycia. Przede wszystkim z tej "ciemnej strony". Pierwsze papierosy zapalone na ławce za szkołą, pierwsze piwo kupione na koncercie.... Pierwsze glany, pierwsza kreska namalowana na powiece... Pierwsze miłości, pierwsze zawody...  Gigantyczna radość miesza się na przemian z dołkiem tak głębokim jak Rów Mariański. Jest albo zajebiście, albo kompletnie do dupy. Ale jest. Czuje się wszystko ze zdwojoną mocą. Czuje się, że żyje. 

A potem wszyscy stajemy się dorośli. Coraz mniej rzeczy jest "pierwszych". Coraz mniej rzeczy sprawia nam przyjemność. Nie potrafimy bawić się w wyciąganie i smakowanie fasolek. Wolimy to, co bezpieczne, co znane, a jednocześnie pragniemy czegoś, co wstrząsnęłoby całym naszym światem. Ale emocje odstawiamy na bok. Bojąc się odrzucenia, nie pozwalamy samemu sobie przywiązać się do ludzi. Bojąc się wyśmiania, nie wypowiadamy własnych opinii. Jesteśmy na tym świecie, ale czy tak naprawdę ma to jakieś znaczenie? Jeżeli nie robimy nic, aby się wyróżnić. Nie robimy nic, aby zostać zapamiętanym. Nie robimy nic, aby tworzyć historie, o których mówiłoby się ze wstydem, ale wspominało z przyjemnością...

Dlatego czasem tęsknię za tym wszystkim, co było kiedyś. Za małą wersją siebie, która wierzyła, że może wszystko. Że mimo iż nie umie śpiewać, zostanie piosenkarką. Że będzie sławna i bogata. Za wersją, która nie przejmowała się wyglądem. Jadła co chciała i czuła się spełniona. Zakładała cokolwiek przyszykowała jej mama. Tańczyła, występowała, próbowała odkryć w czym czuje się najlepiej. Ale gdzieś w tak zwanym międzyczasie zbłądziła. Świat zewnętrzny ją przytłoczył i mała, wesoła dziewczynka stała się zamkniętą w sobie nastolatką. Osobą, która przedwcześnie zaczęła zauważać niedoskonałości tego świata. Osobą, która nie czuła już żadnej motywacji, nie widziała celu, do którego miałaby zmierzać...

Ale wtedy pojawiło się coś jeszcze. Pojawiła się muzyka, w której ja, nastolatka, się zatraciłam. Pojawili się ludzie, którzy nie myśleli o przyszłości. Którzy żyli z dnia na dzień i było im z tym cholernie dobrze. Chciałam być jak oni. I byłam.

Postępowałam głupio, pewnie tak. Ale zwyczajnie szukałam swojej "działki". Czegoś co sprawi, że wreszcie znowu zacznę CZUĆ. Zacznę cieszyć się pierdołami i przestanę zamartwiać się wszystkim, co dzieje się naokoło. 

I tak z różowej księżniczki powstała zbuntowana punkówa. Ale ten okres też już dawno odszedł do lamusa. Dorosłam, dojrzałam i w sumie nie wiem kim teraz jestem. Znowu brakuje mi... CZEGOŚ. Czegoś, co by mi dało kopa. Co by sprawiło, że wreszcie bym przejrzała na oczy. Obudziła się i zaczęła działać. Tak jak kiedyś...

Bo do przeszłości nie wrócę. Nie przeżyję jeszcze raz wszystkiego tego, za czym tak cholernie tęsknię. Nie ubiorę kabaretek, nie założę glanów i nie zacznę tańczyć baletu na wrocławskim rynku. Nie napiszę do chłopaka, którego nie znam, na fejsbuku, tylko dlatego, że ma Marilyna Mansona na zdjęciu w tle. I nie spotkam go potem przypadkiem na jednej z plenerowych imprez... Nie pójdziemy razem na koncert, nie będziemy siedzieć na schodach. Nie dostanę już od niego jego ulubionej kurtki. Nie będziemy łapać stopa, aby pojechać na ognisko, na którym odkryjemy kim jest prawdziwy zabójca. To wszystko już BYŁO. I nie wróci.

Czas zamknąć ten rozdział. I otworzyć nową, czystą kartę. Oczyścić umysł, zamknąć oczy i znowu popłynąć. 

Za jakiś czas okaże się dokąd mnie to wszystko zaprowadzi.

Ale potrzebuję swojej "działki". Zna ktoś może dobrego dilera? 

2 komentarze:

  1. Ty bądź swoim dilerem. ;) Za każdym razem "jak popłyniesz z kimś" .. to to nie będzie Twoja działka, której szukasz. Także chyba czeka Cię długa rozmowa z samą sobą. tego nikt za Ciebie nie zrobi, wiem o czym mówię, mam to za sobą. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mega wciągający tekst.
    Doskonale Cię rozumiem, osobiście doszłam do wniosku, że tylko My sami jesteśmy w stanie coś w sowim życiu zmienić aby było nam lepiej. I czasami inni nie są nam do tego potrzebni.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...