wtorek, 19 lipca 2016

Cause we are young tonight...

Młodość rządzi się swoimi prawami. Żyjemy mocno, bawimy się głośno, śmiejemy często i w najmniejszym stopniu nie myślimy o konsekwencjach. Chcemy mieć wszystko tu i teraz, a co więcej uważamy, że nam się to w zupełności należy. Przyszłość jest dla nas zbyt odległa, przeszłość przysłonięta mgłą, a jedynie teraźniejszość ma jakąkolwiek wartość. Codziennie umieramy i budzimy się na nowo. Zmieniamy zdanie milion razy, dzisiaj wystrzegając się tego, na co jutro z wielkim uśmiechem przystaniemy. Błądzimy między tym co dobre, a tym co złe, niemal po omacku szukając w całym tym bałaganie kolejnej części samego siebie.
Jesteśmy podatni na wpływy, podatni na sugestie. Bo skoro inni coś robią, my też możemy. Prosta sprawa, nie? I mamy gdzieś co powie mama, mamy gdzieś, co pomyślą starzy znajomi, mamy gdzieś to, że reszta rodziny będzie wysyłać nas do piekła i chlapać wodą święconą. Nie chcemy być dobrzy, bo dobroć się nie opłaca. Jest zwyczajnie nudna, a przecież na nudę jeszcze przyjdzie pora. Palimy za sobą mosty, nawet nie odwracając głowy, aby ocenić skalę zniszczeń. Liczymy na fun, wyrzekając się jakiejkolwiek odpowiedzialności. Gubimy siebie, gubimy to, kim byliśmy, zanim wpadliśmy w wir całego tego odmiennego życia. I w końcu zapominamy o tym, co kiedyś było dla nas ważne. Zapominamy o własnych marzeniach, zapominamy o planach, zapominamy o celach, które kiedyś wyznaczały nam naszą ścieżkę. Sprawiały, że byliśmy kimś wyjątkowym. A my z tej wyjątkowości świadomie zrezygnowaliśmy...

Współczesny świat jest okrutny. Tu nie ma miejsca na romantyczne miłości, nie ma miejsca na indywidualizm, nie ma miejsca na zbyt rozległe przemyślenia. Trzeba być w cholerę mocnym, aby nie ugiąć się, nie zatracić siebie, tylko z podniesioną głową przeć przez życie. Trzeba mieć w sobie ogromną dozę asertywności i samozaparcia. A uwierzcie mi, obie te cechy są coraz rzadziej spotykane...

Nie mówię, że nie można się bawić, że trzeba być stale poważnym, bo nie o to tutaj chodzi. Zwyczajnie trzeba mieć głowę na karku i pamiętać, że każdy nasz czyn ma swoje konsekwencje. Uda się raz, uda się i piąty, dziesiąty, ale za jedenastym nie będziemy mieć tyle szczęścia... Niektóre decyzje naprawdę są nieodwołalne w swoich skutkach. A płacz nad rozlanym mlekiem nie sprawi, że wróci ono do formy sprzed upadku. Co najwyżej może uzmysłowić nam, aby z następną butelką obchodzić się nieco ostrożniej...

Ja dopiero ostatnio uzmysłowiłam sobie, że życie serio mamy tylko jedno. I choć nam, młodym, wydaje się, że możemy wszystko, że jesteśmy nieśmiertelni to z całą pewnością tak nie jest. Wystarczy jeden nieostrożny krok, a możemy zsunąć się ze stromego klifu, na którym balansowaliśmy szczęśliwie dłuższy czas. I właśnie to, że nam się udawało, że nie mieliśmy nawet najmniejszego zadraśnięcia, sprawiło, że przestaliśmy być ostrożni. A to doprowadziło do tego, że w końcu powinęła nam się noga.

Dlatego radzę się chwilę zastanowić, nie płynąć z nurtem, mieć własny rozum i żyć tak, jak sami tego chcemy, a nie jak wymaga tego od nas otoczenie. Są wakacje, można pozwolić sobie na więcej luzu, na mniej dyscypliny, ale zróbmy wszystko, aby po czasie tej beztroski mieć do czego wrócić. I żeby niczego nie musieć żałować...

1 komentarz:

  1. Słuszny, mało tendencjonalny tekst. Jestes oryginalna i za to Cię cenię ;) oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...