piątek, 22 stycznia 2016

Bądźmy (nie)idealni!

Zawsze starałam się być perfekcyjna. Od dziecka dążyłam do tego, aby być najlepsza. Najszybciej nauczyłam się czytać, kreśliłam najładniejsze wzorki w przedszkolnym zeszycie i frustrowałam się, kiedy nie potrafiłam pojąć trudnej sztuki wiązania sznureczków "na kokardkę". W szkole również byłam dobra ze wszystkiego. Nauczyciele piali nade mną, nie mogąc wyjść z podziwu, że dziewczynka uzdolniona matematycznie, potrafi pisać opowiadania, a w czwartej klasie zna większość zasad gramatycznych. Że angielski nie ukrywa przed nią żadnych tajemnic, a historia czy przyroda również są jej bliskie. Wysyłali mnie na konkursy, przypisując sobie moje zasługi. Rodzice zapisywali mnie beznamiętne, oczywiście w dobrej wierze, na różne dodatkowe zajęcia, abym "mogła się rozwijać". Nikt nie pytał mnie jednak czy tego chcę. Więcej, ja sama nie zdawałam sobie z tego sprawy. Chodziłam tam, gdzie mi kazano, robiłam to, czego się po mnie spodziewano. Nikt nie przewidział tego, że dążenie do bycia idealną, sprawi, że będę w przyszłości nieszczęśliwa.
 
Co z tego, że miałam cudowne średnie na świadectwach? Co z tego, że uczyłam się znienawidzonego wówczas francuskiego? Co z tego, że byłam grzeczna i posłuszna? To wszystko tylko sprowadziło masę problemów. Problemów z odnalezieniem siebie, tego, co rzeczywiście sprawia mi przyjemność, problemów z interakcjami społecznymi. Dodatkowo, kiedy osiągnęłam już wyżyny umiejętności swojego umysłu, zaczęłam pragnąć sięgać po więcej. Nie chciałam być tylko mądra. Chciałam być również piękna. I to za wszelką cenę. Za cenę nigdy nie zawartych przyjaźni, godzin płaczu w poduszkę, hektolitrów potu wylanego podczas ćwiczeń. Za cenę wiecznych kłótni. Kłótni z rodziną, z otoczeniem, kłótni ze sobą...

Perfekcjonizm sprawił, że nigdy nie byłam wystarczająco dobra. Zawsze przecież można sięgnąć po więcej, zrobić coś lepiej, czy chociażby ćwiczyć dłużej. Zmęczona codzienną walką, walką z tym, czego nie da się przeskoczyć, zagubiłam się diametralnie. Nie wiedziałam już co jest dobre, co jest złe, co powinnam robić, a z czego zrezygnować. Chciałam mieć wszystko, a paradoksalnie nie miałam już nic. A za każdą porażkę obwiniałam tylko i wyłącznie siebie.

Na szczęście przyszedł taki czas, że na mojej drodze pojawili się wspaniali ludzie, którzy wnieśli światło do mojego życia. Zaczęłam rozumieć prawdę o tym, że nieidealność jest wspaniała. Że potknięcia czynią z nas istoty ludzkie. Że nie wszystko musi być zapięte na tip-top. Czasem lepiej po prostu dać się ponieść. Ponieść emocjom, ponieść chwili. Zamknąć oczy, otworzyć umysł i nie myśleć o niczym, poza tym, co jest tu i teraz. Cieszyć się zapachem wiosny, fałszem akordów granych na świeżym powietrzu, czy obecnością nieznajomych, którzy w krótkim czasie potrafią stać się najważniejszymi osobami w naszym życiu.

Dalej się tego uczę. Codziennie robię mały kroczek naprzód. Na każde pięć w dobrą stronę, przypadają dwa, kiedy to cofam się, wracając do zastanych rytuałów i przyzwyczajeń. Upadam, ale tylko po to by podnieść się silniejsza. Czasem zajmuje mi to dłuższą chwilę, ale nie poddaję się. Jest trudno, nie ukrywam, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Na szczęście chwile, kiedy to wreszcie staję z głową podniesioną do góry, naprzeciw wszelkim niepowodzeniom, wynagradzają wszystko. I sprawiają, że chcę żyć.
Taka jaka jestem. Nieidealna. Nieperfekcyjna.

Życie jest za krótkie, aby przejmować się pierdołami. Świat nie runie, jeśli nie zrobimy czegoś na czas. Nieba się nie rozewrzą, nie zaczną grać trąby, Ziemia będzie istnieć nadal. A my przynajmniej będziemy szczęśliwi.

Dlatego, Drodzy Czytelnicy, dążcie do tego, co chcecie osiągnąć, ale nie róbcie tego za wszelką cenę. W końcu zrozumiecie, że czasem lepiej jest zwyczajnie odpuścić... :)

1 komentarz:

  1. Sporo osób ma tendencję do przypisywania sobie nie swoich zasług- staram się od takich osób odcinać, bo jednak niosą ze sobą negatywną energię.
    Powodzenia w byciu taką jaką jesteś:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...