wtorek, 22 marca 2016

Hello Spring...

Ostatnio mój nastrój jest zmienny niczym pogoda za oknem. Jednego dnia tryskam energią, czuję, że mogę zrobić wszystko, że cały świat należy do mnie, tylko po to, aby dwadzieścia cztery godziny później mieć głębokiego, niemalże jak Rów Mariański, doła, starając się dotrwać tylko do tej chwili, w której wreszcie będę mogła zamknąć oczy i zapomnieć o wszystkim. Zapomnieć o tym, że wielkimi krokami zbliża się kwiecień, który nie wiadomo kiedy przemieni się w maj, zapomnieć o tym, że wraz z majem przyjdzie mi pisać jeden z ważniejszych egzaminów w moim życiu, zapomnieć o tym, że to już najwyższy czas, aby stać się odpowiedzialnym, zdecydowanym i... dorosłym?

Zawsze kiedy przychodziła wiosna, wstępowała we mnie nadzieja. Wszystko wokół mnie budziło się do życia, w powietrzu niemalże czuć było zapach radości, miłości, ludzie pozbywali się zmartwień, pozbywali się wszystkich smutków, które kumulowały się w nich przez całą zimę. Zrzucali je ze swoich ramion, niczym niepotrzebni balast. Stawali się nowymi, lepszymi wersjami siebie. Paradoksalnie to właśnie na wiosnę zaczynali wcielać w życie postanowienia, których nie udało dotrzymać im się po Nowym Roku. Wszystko było takie piękne, niemalże magiczne, ale również... bardzo powtarzalne. I to właśnie ta powtarzalność, ta jedna z niewielu stałych elementów w moim życiu, sprawiała, że czułam się bezpiecznie. Bo wiedziałam, że choćby wszystko inne nawaliło, gdyby mój cały świat runął, to wiosna będzie. Przyjdzie i przyniesie ze sobą to wszystko, co tak dobrze znam. Będzie przedsionkiem do wakacji, po których przyjdzie kolejny rok szkolny, kolejna jesień, kolejna zima... i tak w kółko. Tyle że nie tym razem.


Bo tym razem wiosna przynosi ze sobą zmiany. I to ogromne. Niemalże na każdej płaszczyźnie życia wystawia mnie na próbę. Każe mi podejmować decyzje, z których podjęciem zwlekałam już od dawna. Stawia mnie w sytuacjach dotąd nieznanych, każe mi się w nich odnaleźć... bo przecież jestem już "dorosła". Hah, dobre mi sobie. 

Będąc dzieckiem marzyłam, aby przekroczyć granicę tych cudownych 18 lat. Wyobrażałam sobie jak to będzie wspaniale, mieć swój dowód osobisty, robić co i kiedy tylko będę chciała. Bo tak właśnie kojarzyła mi się dorosłość. Z wolnością, swobodą... Myślałam: "do tego czasu osiągnę wiele". Na pewno znajdę księcia z bajki, z którym połączy mnie mnie miłosna przygoda, wyjęta prosto z kartek czytanych przeze mnie nałogowo książek dla nastolatek. Na pewno odkryję w sobie jakiś niesamowity talent i podbiję świat. Na pewno do tego czasu odnajdę siebie, zrozumiem kim tak naprawdę jestem, czego potrzebuję, do czego dążę i czego pragnę.

Jedna wielka bujda.

Mając 18 lat czuję się tak bardzo dzieckiem, jak nigdy wcześniej. Czuję swoją bezsilność w wielu kwestiach, swój brak doświadczenia i pomysłu na życie. Dodatkowo jestem teraz odpowiedzialna, a przynajmniej wszyscy chcą abym taka była. A ja nie potrafię podejmować decyzji. Bo jak człowiek taki jak ja, który ma problem z wyborem tego, co powinien zjeść na śniadanie, ma decydować o sprawach takiej rangi, jak na przykład wybór studiów?

Przecież to zakrawa o śmieszność.

W szkole nikt nie uczy nas prawdziwego życia. Tu jesteśmy kierowaną na ślepo masą. Wskazuje nam się jeden kierunek, kilka drobnych celów po drodze, a my posłusznie wykonujemy wszelkie polecenia. Tak jak w piątej części Harry'ego Pottera, kiedy to Obrony przed Czarną Magią profesor Umbridge uczyła tylko w teorii, bo po co pokazywać jak silne zaklęcia wykorzystywać w praktyce? W końcu będąc w szkole, wszyscy są chronieni. A za jej murami przecież nic nie powinno się stać.


Właśnie takie myślenie przejawia się w całej naszej edukacji. Chroni się nas, zarówno przed napływem okropnych informacji ze świata, jak i przed samoświadomością... Nie pokazuje się jak coś zrobić, tylko każe się czegoś nauczyć, bo będą tego wymagali na maturze. Ale czy nikt nie rozumie, ze matura to tak naprawdę tylko papier?! A ważniejsze od niej jest to, co spotka nas później? Każdy nasz krok, każde nasze słowo, każda nasza myśl, będzie liczyć się po stokroć bardziej. Bo te małe elementy ułożą się kiedyś w całość.

I kiedy zobaczymy zarys układanki naszego życia, dopiero wtedy będziemy mogli powiedzieć, że jesteśmy spokojni. Spokojni o naszą przyszłość, spokojni o nasze plany...

Bez pośpiechu będziemy mogli obrać kierunek i konsekwentnie w jego stronę zmierzać.

Bez widma matury, która wisi niczym topór nad głową straceńca, oddzielając nasze dzieciństwo od prawdziwego, dorosłego życia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...