poniedziałek, 19 marca 2018

Bez słów

Powiedzenie, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem zaczęło ostatnimi czasy być dla mnie naprawdę ważne. Chyba w końcu dojrzałam do tego, aby pojąć o co w nim naprawdę chodzi. Niby proste słowa, niby przejrzyste znaczenie, a jednak... długo nie potrafiłam pogodzić się z tym, że czasami lepiej się zwyczajnie przymknąć. Błądziłam po meandrach bezsensownej paplaniny, grzecznościowej gadki-szmatki, wyrzucając z ust słowo za słowem, tylko po to, aby nie zapadła, w moim ówczesnym mniemaniu, niezręczna cisza. 


Myślałam, że jestem najmądrzejsza, niewiadomo jak dojrzała i że to mnie właśnie życie na okrągło kopało po dupie. Więc nie zamykałam swojej buźki, żaląc się wszystkim dookoła, ufając ludziom, którzy na to zaufanie nie zasługiwali, powierzając im tajemnice, o których nigdy nie powinni się dowiedzieć. Rozmowa zawsze dawała mi złudne uczucie ukojenia. Problemy wypowiedziane na głos, wydawały się jakby mniejsze, bardziej błahe. Szczególnie gdy druga strona kończyła mój monolog słowami: "dobra, chodźmy na piwo". Więc szliśmy.

Chodźmy na piwo. Wtedy brzmiało to racjonalnie. Ale racjonalnym na pewno nie było. Przeraża mnie to, jak kultura picia weszła na stałe do ramówki ludzkiej codzienności. Piją wszyscy, ale oczywiście NIKT nie jest uzależniony. Bo to na trawienie, a to do towarzystwa, bo wszyscy inni piją, więc dlaczego nie ja? Alkohol rozwiązuje języki, to prawda, zwykle rozwiązuje również relacje. Niestety. Przyjaciele, z którymi w dzieciństwie siedziało się całymi dniami na tak zwanym trzepaku, nagle zaczęli wpadać tylko od święta. A świętem nagle stał się nawet zwyczajny początek weekendu. Wpadnij z winkiem, nie mam co robić.\

Więc wpadamy.

Gorzej, jeżeli w którymś momencie zmienią nam się priorytety. Gdy zauważymy, że kierunek w stronę którego zmierzamy, doprowadzi nas donikąd. Nagle budzimy się i nie chcemy tak dłużej żyć. Żyć z dnia na dzień, zwierzając się w barze przypadkowym ludziom. Pogrążając się w żałości, odpieprzając różne dziwne akcje, których czasami nie możemy sobie nawet przypomnieć. My zapominamy, ale Internet już nie. Więc rano czeka nas brudna prawda. Prosto ze Snpachata i Instagrama. Yolo.

Więc pewnego dnia, zaczynamy patrzeć na całe to bezeceństwo z zupełnie innej strony. I uświadamiamy sobie, że musimy się z tego wyrwać zanim będzie za późno.

Ile ludzi zostanie przy Tobie, jeżeli zerwiesz płytkie kontakty "tylko do piwerka"?

Nie zamierzam umoralniać, alkohol jest dla ludzi, a każdy ma własny rozum, z którego chyba już nauczył się korzystać. Ważne tylko, aby nie stawiać go na pierwszym miejscu, by pewnym momencie nie był odpowiedzią na wszystkie nasze pytania.

Zamiast je zadawać, czekać na to, że los poda nam odpowiedź na tacy, a kolega kieliszek do ręki, zamknijmy się na chwilę i nauczmy się słuchać, nauczmy się obserwować. Wycofajmy się jeżeli trzeba, wylogujmy się ze świata, zniknijmy na ten czas, który jest nam potrzebny, aby porozmawiać samemu ze sobą. Odkryć swoje priorytety, swoje plany na przyszłość. Dojrzeć swoje dobre strony. 

Przestańmy paplać bez sensu, żalić się na ramieniu pierwszego lepszego znajomego. Jak możemy oczekiwać zmiany, jeżeli każdego dnia postępujemy tak samo?

Do nowego, lepszego życia może dzielić na setki kilometrów. Ale póki nie zrobimy pierwszego kroku, wciąż będziemy tkwić w punkcie, w którym zaczynamy. 

Na początku droga może być trudna, ale później zauważysz, że każdego dnia pokonujesz coraz większy dystans. Że postęp w pracy nad sobą będzie przychodził coraz łatwiej.

Tylko zacznij. Nie od jutra, nie od poniedziałku. Zacznij od TERAZ. Bo to teraz jest ta chwila. Chwila dla Ciebie. Zamknij oczy, zadaj sobie pytania: "Czego tak naprawdę oczekuję? Jak chcę żyć?"  I, co najważniejsze: "Jak mogę to zrobić?".

Bo możesz. Wszyscy możemy. Musimy odkryć tylko swój indywidualny sposób na to, aby się uszczęśliwić.

Pamiętaj, że "Nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku".

Więc weź głęboki oddech. I zrób go. W tej chwili.

czwartek, 12 października 2017

Where is she?

Cytrynowej Damy już nie ma. Zagubiła się, błądząc po meandrach dorosłego życia.  Zmuszana do podejmowania kolejnych decyzji tak naprawdę marzyła tylko o tym, aby ktoś to zrobił za nią. Żałując każdego słowa, każdego swojego czynu, każdego kroku, przestała wierzyć w to, że kiedykolwiek może stać się szczęśliwa. Wracała myślami do wszystkich tych poprzednich lat, do lat, kiedy to niczego nie musiała, a wszystko mogła. Do lat, kiedy była uśmiechniętą, rozpromienioną nastolatką z wielkimi ambicjami i marzeniami, które zgubiła niestety gdzieś po drodze.
Zastanawiało ją, w którym momencie nie tylko zatraciła swoje pozytywne nastawienie, swoje różowe okulary, którymi chciała się dzielić z całym światem, ale również i wszystko inne, co czyniło ją wyjątkową. Odcinając się od ludzi i wydarzeń z przeszłości, które zatrzymywały ją w miejscu, przez przypadek odcięła się również od tych, które przywoływały jej uśmiech na twarzy. Nie potrafiła odróżnić co było dobre, a co złe. I to, i to miało dla niej jedną jedyną barwę- szarość. A ona zamiast postarać się nauczyć na nowo odróżniać kolory, zwyczajnie wszystko ze swojego życia usunęła.

A teraz żałuje. Bo budowanie całego świata, zarówno tego, który nas otacza, jak również świata moralnego, wartości, które w życiu by nami kierowały, jest cholernie trudne.

Co prawda nie jest z tym zupełnie sama... Tyle, że myśli, które ma w głowie, były, są i będą tylko i wyłącznie z nią. A średnio sobie z nimi radzi.

Ale stara się. A dopóki to robi, jest na dobrej drodze. Bo można się poddać, popłakać, zamknąć w pokoju i zbudować sobie bastion z poduszek i kołderki, zamknąć oczy i udawać, że się nie istnieje. Ale można również, i to jest wskazane, stawić czoła temu, co nas tak bardzo przeraża. Spojrzeć w lustro, prosto w swoje oczy i uwierzyć. Uwierzyć, że nam się uda. Nie! Że MY damy radę, Bo samo nic się nie stanie, nic się również nie zmieni. Szczęściu trzeba pomóc. Czasem jest to żmudna droga, ale na jej końcu zrozumiemy, że było warto się męczyć. Dla nikogo innego, tylko dla siebie.

piątek, 11 sierpnia 2017

W poszukiwaniu smaków życia

Mówi się, że kiedy kobieta zmienia kolor włosów, zaczyna się dla niej nowa epoka. Coś w tym jest. Zmywając dzisiaj resztki farby, czułam jakby razem z nimi spłynęło wiele natrętnych myśli. Z przerażonego kocięcia stałam się dojrzałym kotem, który wie, co chce osiągnąć. Zamiast krzątać się chaotycznie od jednego pomysłu do drugiego, zrozumiałam, że w końcu trzeba podjąć jakąś decyzję. Zrobić jakiś krok, zamiast wciąż stać w miejscu. Bo człowiek jest w stanie przyzwyczaić się do wszystkiego. I z tego przyzwyczajenia boi się zmienić czegokolwiek, żeby nie było gorzej.

Rzeczywistość chociaż jak najbardziej przykra, jest przynajmniej znana i stabilna. Wiemy czego możemy się spodziewać każdego kolejnego dnia i zatracamy się w tej stagnacji. Narzekamy na warunki, narzekamy na wszystko, co nas otacza, a jednocześnie kurczowo się tego trzymamy. Ale żeby wzlecieć wysoko, nie możemy wciąż przywiązywać się grubą liną do podłoża. Trzeba się odwiązać, zrzucić balast i pofrunąć w nieznane.
Strach jest nieodłącznym elementem poznawania wszystkich smaków życia. To jest jak z kuchnią. Można całe życie wpieprzać niedoprawiony ryż z jeszcze mniej doprawionym kurczakiem, co po pewnym czasie zaczyna być mdłe, niesmaczne i zwyczajnie nudne, a można, co jest wręcz wskazane, kombinować tak, aby dzień za dniem tworzyć z tych dwóch składników niesamowite dania.

Jeżeli nie zaryzykujemy, jeżeli nie zrobimy kroku naprzód, będziemy żyć w miarę spokojnie, ale nie dojdziemy do tego, co jest lub powinno być dla nas najważniejsze. Czasem jedna odważna decyzja, może sprawić, że świat nabierze kolorów, kształtów i odpowiednich konturów. Bo jeżeli nikt nam nie pokaże, sami sobie nie pokażemy, że czegoś nam brakuje, nie będziemy nawet wiedzieć, że może być milion razy lepiej. Jakbyśmy od urodzenia nie wiedzieli, że mamy wadę wzroku i nagle dostalibyśmy okulary. Wszystko nagle zaczyna wyglądać zupełnie inaczej. Lepiej. Ostrzej. Wyraźniej.

Dlatego życzę wszystkim, Wam, moim czytelnikom i sobie samej, pisarce od siedmiu boleści, która zbytnio obija się z wrzucaniem postów, żebyśmy jednak ryzykowali. Żebyśmy próbowali nowych smaków, żeby wiedzieć, co nam pasuje, a co należy po pierwszym kęsie od razu wypluć do kosza i nigdy więcej nie brać do ust. Żebyśmy nosili okulary. Najlepiej różowe. I żeby cały czas stał przy nas ktoś, kto mimo że zadręczamy go milionem różnych pomysłów, zmieniając zdanie co minutę, będzie nas wspierał.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...